Chciałbym tu przestrzec zwolenników kasowania luzu na zero w przekładniach. Po pierwsze prowadzi dto do szybkiego zniszczenia kół zębatych, z reguły czyni przekładnię hałaśliwą, co jest sprawą wtórną a po drugie jest- jesli nie niemożliwe to bardzo trudne do uzyskania a co ważne-
po prostu bezcelowe. Normalne jest, że są luzy na kołach zmianowych i na samej srubie pocągowej. Luzy te
nie mają znaczenia dla poprawnego przeprowadzenia operacji gwintowania, pod warunkiem, że są w czasie tej operacji niezmienne, tzn koła się nie rozjeżdzają (sztywno zamocować gitarę i osie kół) i nakrętka dzielona nam się nie rozsuwa w czasie pracy (w OUS nie ma tego problemu bo nakrętka nie jest dzielona). Gwintujemy w jedną stronę (do wrzeciennika dla gwintów prawych), nóż wycofujemy (w stronę konika) na lewych obrotach wysunięty całkowicie z rowka gwintu, bo wraca właśnie z powodu luzów inną trasą. Wycofujemy odpowiednio daleko poza początek gwintu włąśnie po to, by potem, na początku ruchu roboczego gdy będą kasowały się luzy- było na to miejsce. Po wykasowaniu się luzów nóż musi trafiać ( i trafia

) w bruzdę gwintu. Żadne to dla tokarza arkana
