Wynika to i z praw geometrii, i z praw mechaniki.
Jeśli układ ma być poprzecznie stabilny, to powinien się opierać na 2 a nie 3 punktach. Jeśli trzeci punkt nie będzie leżał idealnie na linii między punktami 1 i 2 a ma przez niego przechodzić linia, to wtedy jeden z pozostałych punktów jest zbędny(w/g geometrii).
Przy czym pryzma(już w realnym układzie) jest tu wtedy elementem pozycjonującym całość.
Ponieważ wrąb we wrzecienniku (w/g mechaniki) pod wpływem siły ciążenia + siły dociągania przez śrubę ZAWSZE będzie się ustawiał w osi symetrii pryzmy tak, by siły F1 i F2 miały jednakową wartość (F1=F2).

(nawiasem mówiąc ich suma mogła by się równać sile F4 w przypadku geometrycznie i masowo symetrycznego wrzeciennika, ale to technicznie prawie niemożliwe)
Wymagałoby niesłychanie precyzyjnej obróbki w ułamkach mikrona(albo i większej) i idealnego spasowania, by wrzeciennik przylegał jednocześnie do pryzmy(F1 i F2) i do części płaskiej(F3) z jednakową siłą.
Ale załóżmy teoretycznie, że mimo naszych wysiłków będzie przylegać mocniej do części płaskiej(F3) niż do pryzmy, (wtedy praktycznie F1 i F2 = 0 !), w wyniku czego istnieje możliwość minimalnego przesunięcia poprzecznego wrębu wrzeciennika niesymetrycznie do osi pryzmy. Po prostu pryzma w takim układzie nie będzie spełniać swojej pozycjonującej funkcji.
Dlatego wrzeciennik (w płaszczyźnie poprzecznej) opiera się na 2 punktach.
Ot, i cała tajemnica...