Ostatnio trafiłem na takie eldorado. Jakiś zakład w likwidacji. Całe linie produkcyjne.
Serce się kraje jak widzisz wózki liniowe i prowadnice, płyty aluminiowe, korbki, silniki, przekładnie, pneumatykę...
Jak "baba w lumpeksie"
Przecież na początku o mało nie zabrałem się za rozkręcanie tego wszystkiego, zanim ochłonąłem, że nigdzie tego nie zmieszczę w warsztacie i że to strata kasy.
Nie wspomnę, że przez tą "gorączkę złota", połamałem sobie grzechotkę na jakiejś śrubie. Całkiem rozum człowiekowi odbiera taka ilość taniego dobra.
Do dzisiaj nie mogę dojść do siebie, jak wspomnę ile tam skarbów zostawiłem.
Tak jak pisałem, niestety duża część była w stanie po lądowaniu z koparki na beton.