Grawer.Gift a nie przyszło ci do głowy, żeby na sprawę popatrzeć inaczej?
W tamtych czasach obsługą rządowego samolotu zajmowało się wojsko. Nie wiem, czy w wojsku byłeś, może za młody na to jesteś, ale jeśli byłeś, to wiesz, jak było to wojsko zorganizowane. Powszechnie mówiło się, że wojsko zaczyna się tam, gdzie kończy się logika.
Obejrzyj sobie zdjęcie
Jak myślisz, skąd się wzięły baretki na mundurach pilotów, stojących obok trapu? Jak myślisz, ile lat ci piloci mają? Tak, w USA wiedzą, że samolot prezydencki musi być pilotowany przez pilotów z najdłuższym stażem. Teraz wychodzi, jaki staż miał Protasiuk.
Gdyby taki lot do Smoleńska miał wykonać Air Force One, to dwa dni wcześniej, obok rosyjskich kontrolerów lotu siedzieliby amerykanie, patrząc Rosjanom na ręce, oczywiśce będący w stałym kontakcie z samolotem. W przypadku polskiego samolotu, wcześniej na lotnisku wylądował JAK z dziennikarzami. Czemu w JAKu nie znalazło się miejsce dla dwóch polskich kontrolerów, którzy mogliby wejść do wieży kontroli lotów i nadzorować lądowanie tego najważniejszego samolotu? Albo po prostu przywieźć przewoźny system naprowadzania, zgodny z systemem w polskim samolocie.
Poczytaj:
http://zulusmjz.blog.interia.pl/?id=1876987
W sytuacji, kiedy ląduje Putin, odpowiednie służby montują właśnie taki system. Po odlocie Putina system wyjeżdża na inną pozycję, bo współpracuje tylko z tym jednym typem samolotów. Wszystko odbywa się bezpiecznie. Czemu polski samolot miał lądować na lotnisku pozbawionym właściwie jakiegokolwiek systemu naprowadzającego. Kto opracowywał procedury dla tego lotu i dla innych lotów?
Może i był wybuch, może i nie. Jeśli się leci w takie warunki, to trzeba umieć taki lot zorganizować. Mam wrażenie, że ludzie odpowiedzialni za procedury nadal "odpowiadają" za bezpieczeństwo najważniejszych osób w państwie i wiedząc, co zawalili, po prostu blokują wyjaśnienie sprawy. Bo gdyby coś się stało a Air Force One, to nie ważne, co i tak winna byłaby United States Secret Service. Bo to właśnie służby są odpowiedzialne za zapewnienie bezpieczeństwa głowom państwa. Skoro bezpieczeństwa nie zapewniły, to są winne. Bo nawet, jak coś wybuchło, to pytanie, kto umożliwił zamontowanie tego materiału, jeśli winę ponosił poprzez przeszkadzanie generał, dowódca sił zbrojnych, to kto go do kokpitu wpuścił? Procedury - jak to w wojsku - nie istniały i mam podejrzenie, że nadal nie istnieją.
W USA agent ochrony może wydawać prezydentowi, za którego odpowiada polecenia i może nawet siłą zmusić prezydenta do działania zapewniającego prezydentowi bezpieczeństwo. W Polsce BOR jakoś dziwnie wszystkich się boi, czy tylko udzieliła się BOR-owikom ogólne polskie lenistwo, co się starać, kombinować, jak pewnie nic się i tak nie zdarzy.
A tu masz. Raz się zdarzyło - i kto jest winien?
Mgła? No przecież nie ci, którzy
niczego nie zrobili.