No nie zgodzę się.
W Polsce akurat tak się zdarzało, że zawsze miałem pensje "wystarczające". W bardzo dawnych czasach istniała jeszcze dodatkowo funkcja fuchy, zwanej z francuska la robote private. Wtedy "inicjatywie prywatnej", trzepiącej zabawki, jakie mogłeś kupić na odpustach na żadnych rachunkach nie zależało. Materiał szło zorganizować, czasem ze złomu, czy z odpadów wykorzystało się i interes się kręcił. Po tzw. przekształceniach ustrojowych też nie mogłem narzekać. Człowiek nieco umiał, stąd problemów z pracą czy pensją nie było. Fakt, starałem się, żeby pracodawcy "opłaciło się" mnie zatrudnić. Odwalałem kupę roboty, ale i na lekkość portfela nie mogłem narzekać.
I tu był pogrzebany przysłowiowy pies. Zorientowałem się, że tyranie to nie wszystko, a że trafiła się praca kawałeczek dalej, niż wcześniej szukałem, to zdecydowałem, że da się spróbować. Fakt, od razu dostałem warunki takie, jak tubylcy. Nie narzekam nadal, choć naprawdę nie mam czym imponować. W sumie wyjazd, jeśli poczujesz stabilizację, zmienia twoje spojrzenie na świat. To, co mogę - na swoim przykładzie - powiedzieć, to przestaje ci zależeć na pieniądzach. Nie tylko na nich, ogólnie na majątku przestaje ci zależeć. Zaczynasz myśleć praktycznie. Po co budować dom, który i tak na starość będziesz musiał sprzedać. Nie? A co zrobisz, jeśli dzieciaki zaczną żyć na własny rachunek, a tobie zostanie kilkanaście okien do umycia, parę pokoi do ogrzania? Będziesz się z starą żoną po pokojach ganiał? Nie lepiej pieniądze wydać np. na urlop parę razy w roku? Potrzeba ci dom, bo masz rodzinę, to wynajmujesz dom, masz potrzebę czegoś mniejszego, szukasz mieszkania z udogodnieniami dla osób starszych.
I nie ma błyszczenia. Na wiele rzeczy cię nie stać i dopiero na zachodzie sobie to uświadamiasz. Raczej trochę pogardy dla osób, które zabijają się dla majątku, zamiast normalnie trochę pożyć. Ale to zupełnie co innego niż błyszczenie. Raczej pewna litość, z jaką traktuje się niewolników pieniądza. A powiem ci, że mam na co dzień mnóstwo przykładów, jak pieniądz może uzależnić, właśnie obserwując tych, którzy tu przyjechali, żeby się dorobić. Oszczędzają na wszystkim, oczywiście też na jedzeniu. Żadnego wyjazdu, urlopu, ale samochód musi być najwyżej trzyletni, bo to widać. Właśnie - co widać, to się kupuje, bo co ludzie powiedzą, a czego nie widać, tego trzeba sobie odmówić.
A najlepsze, to jak dowiedziałem się, że brygada remontowa z Polski wynajmowała prostytutkę, żeby robiła im striptis. Ona była na pół godziny, a oni w tym czasie stali dookoła i się... Sami sobie dopowiedzcie, takie końskie wyścigi, kto dojdzie pierwszy, ten w nagrodę nie brał udziału w zrzutce na następny weekendowy pokaz. Ot takie historie też życie pisze, no ale wśród znajomych to przecież opowiadania, na co to jego stać nie mają końca. Ot niektórzy inaczej nie potrafią, chociaż, jak im z tym dobrze, to co narzekać?