Właśnie dlatego te kursy nic nie dają. Bo takich niuansów, to się od zmiennika, który wprowadza cię w robotę, nauczysz w tydzień i będziesz robił to dobrze. A najciekawsze może być to, że kurs był na Sinumeriku, bo taki akurat mieli w centrum szkoleniowym, a robota trafia ci się na Fanucu, albo heidenhainie. I czujesz się, jak ten, co przed wyjazdem do Wenecji wybrał naukę hiszpańskiego.

To powiedz, jak to wygląda np. w firmie, która produkuje tarcze hamulcowe.

Ile takich trzeba na zmianę założyć do obróbki i zdjąć i ile to będzie ważyć:

Wszystkie firmy, w których jest produkcja seryjna elementów! Oni wszyscy poszukują pracowników, bo robota wredna i ciężka.

No sam pomyśl, ileś tam elementów (ile waży jeden, jeśli to żeliwo, albo stal?) trzeba wrzucić na stół, zdjąć, w czasie obróbki następnego oczyścić (usunąć zadziory?) w poprzednim, zmierzyć, nawet jeśli to tylko sprawdzenie sprawdzianami.

No i w tym tygodniu zmiana pierwsza, za tydzień druga, za dwa tygodnie nocka, i tak w kółko. Stąd tych ogłoszeń jest sporo.

Taki kurs na operatora CNC jest zupełnie niepotrzebny. Było o tym wiele razy na forum

Jeśli nie masz doświadczenia, to do obsługi zielonego guzika wystarczy przeszkolenie, które za darmo zrobi ci pracodawca. Do sytuacji poważniejszych, gdzie jest wymagana np. znajomość rysunku technicznego fajnie byłoby mieć kurs, ale z rysunku technicznego. Z tym, że tą umiejętność podczas pracy na guziku sam też w końcu opanujesz.