Nie ma w tym nic nielegalnego. Jest za to niesprawiedliwe.
Sprzedawcy zarejestrowani w Europie mają o wiele więcej obowiązków niż ci z zarejestrowani w Chinach, a jedynie sprzedający do Europy.
Na przykład, towar sprawdzany z Chin musi mieć "tylko" deklarację CE.
Natomiast produkowany w Europie musi mieć też "dokument oceny zgodności", czyli ze 100 stron tekstu, gdzie będzie opisane co i jak było robione żeby sprawdzić że towar spełnia wymogi WE, co w ogóle dopiero pozwala nadać CE. Taki dokument producent ma obowiązek przechowywać do 5 lat po zakończeniu produkcji urządzenia, i ma obowiązek do udostępniać w razie jakiejś kontroli.
Inny przykład, to rozliczanie się z pudełek, opakowań, itp. czego w Chnach ne ma.
Ale taką politykę wymyśliła sobie UE, a nie Chiny.
To nie Chińczycy nas zalewają. To Europejskie oszołomy z UE pozwalają abyśmy byli zalewani.
Chińczycy po prostu mogą, to sprzedają.
EDIT.
drzasiek90 pisze: ↑22 lut 2025, 15:55
Towary lecące masowo w małych paczuszkach z chin tylko z nazwy przechodzą odprawę celną, a tak naprawdę są przez nią tylko przepychane.
W prawidłowo przeprowadzonej odprawie celnej urzędnik powinien sprawdzić, czy towar spełnia kryteria, zanim go dopuści.
Myślę że nie ma takiego obowiązku wpisanego w przepisy.
Jest za to inny, który nie miałby sensu jakby kontrola miała odbywać się na granicy: obowiązek znakowania towarów znakiem "CE" jeszcze przed przekroczeniem granicy UE. Oczywiście nie chodzi o samo fizyczne znakowanie, ale o to żeby towary faktycznie spełniały warunki nadania CE. Skoro UE wymaga żeby Chińczycy wysłali towary spełniające wymagania, i żeby na granicy były z już naniesionym znakiem CE, to jest dość oczywiste że na granicy celnej nie prowadzi się powtórnej weryfikacji kryteriów.
Sprawdza się tylko czy jest znak CE, czy nie.
Nie ma w tym nic nielegalnego. Jest to może bez sensu, ale nie jest nielegalne. Każda głupota może być legalna, jeżeli tylko jakiś oszołom ją wprowadzi do prawa. Chyba się z tym zgodzisz?