jako, że to mój pierwszy post tutaj będzie on w pewnej mierze także moim przywitaniem, a więc do rzeczy.
W lipcu zeszłego roku zakupiłem sobie wymarzoną maszynkę czyli tokarkę Tum 25a z 1967 roku. Nie jestem co prawda, żadnym wykształconym specjalistą od obróbki metali (chemik, analityk) aczkolwiek buduję swoje urządzenia i maszyny stąd zapotrzebowanie na taki sprzęt. Do maszyny na start musiałem zakupić nowy uchwyt, naprawić wyciek z wrzeciona od strony napędu i dokupić pompkę chłodziwa. Z wyciekiem walczyłem około dwóch tygodni. Wykonałem sześć egzemplarzy uszczelnień labiryntowych (poprzednie najpewniej pogiął jakiś kowal próbując wyciągnąć klin mocujący koło pasowe śrubokrętem zapierając się o uszczelnienie) i żadne z nich nie sprawiło, że tokarka przestałaby lać olejem. Po morderczej walce po kilka godzin dziennie i szukaniu przyczyny oraz przetykaniu spływów, spostrzegłem iż w DTR'ce miejsce smarowania olejem we wrzecienniku jest inne niż u mnie i ktoś chcąc "zrobić dobrze" skierował miedzianą rurkę prosto w czeluści tylnych łożysk co powodowało iż olej przeciekał na drugą stronę.
Główny Problem
Tokarka toczyła bardzo dobrze, przy ostrym nożu i odpowiednich parametrach powierzchnia była jak lustro, do czasu... Do czasu, aż próbując wytoczyć wałek z bardzo twardego złomu doszło do wyrwania materiału. Niby nic się nie stało, jedynie uszkodziła się jedna szczeka uchwytu przez co trzymała tyłem. Postanowiłem je przeszlifować aby zniwelować bicie i poprawić trzymanie jednak nie przyniosło to oczekiwanego rezultatu i stwierdziłem, że nie ma co się bawić i zakupiłem drugi komplet szczęk. Rozebrałem suport aby wszystko dokładnie wyczyścić po szlifowaniu a następnie go poskładałem. Mniej więcej w tamtym czasie pojawił się problem z powierzchnią po obróbce. Najpierw dostrzegłem problem z przecinaniem. Przy przecinaniu powierzchnia którą obrabiał nóż była wielokątem a nie okręgiem. Następnie zauważyłem iż po obróbce w miejscu zatrzymania noża powstaje nienaturalnie duży grat który wygląda jakby był wręcz nadtopiony. Ostatnią rzeczą która mnie osobiście najbardziej denerwuje są skośne paski powstałe na detalu. Moja diagnoza? Gdzieś jest luz. Więc idąc za ciosem pokasowałem luzy:
-Sanek suportu które suwają się po łożu.
-Jaskółek i śruby na suporcie narzędziowym.
-Jaskółek na suporcie poprzecznym.
Udało mi się zminimalizować problem z poziomu "wyjazdu tokarni do huty" do poziomu "tylko frustrującego". Podczas toczenia usłyszałem cykliczne i harmoniczne tyrkotanie gdzieś z maszyny. Wziąłem więc stetoskop, ale brak drugiej osoby do pomocy i hałas napędu uniemożliwiły precyzyjną lokalizację źródła dźwięku. W przypływie bezradności postanowiłem skasować luzy łożysk wrzeciona. Nie wspomniałem wcześniej, że luzy łożyska były pierwszym pomiarem jaki wykonałem po pojawieniu się tychże objawów. Luz promieniowy na zabieraku 2 setki przy potężnej 70 centymetrowej loli włożonej w uchwyt. Luzu osiowego teraz nie pamiętam ale był normatywny. Po kasowaniu luzów łożyska efekt jest taki:

Dalej nie mam już pomysłów. Wydaję mi się, że noże są prawidłowo ustawione, mają odpowiednie płytki a te ostrzone odpowiednia geometrię. Tak samo materiał w uchwycie jest skręcony dostatecznie mocno. Proszę zatem szanownych i bardziej doświadczonych o jakieś porady a nawet luźne przemyślenia w temacie bo mi już wszystkie witki opadły. Pozdrawiam wszystkich serdecznie!