Z czego pamiętamy klasę A W168 z 1998 r.? Może z bezpiecznej, kanapkowej konstrukcji? Może z tego, że była pierwszym osobowym Mercedesem z napędem na przednie koła? Nie, z tego że wywróciła się w teście łosia. I że chybcikiem dodawano ESP. Z czego pamiętamy pierwsze Vito? Z tego, że było dużo ładniejsze od poprzednika MB100 i wreszcie nie bazowało na hiszpańskiej technologii (no, może oprócz 2.3 D)? Nie, z tego że rdzewiało na potęgę, podobnie jak W210, W220 i pierwszy ML. Nie wiem czy wiecie, ale w pewnym momencie Mercedes nie dawał w ogóle gwarancji na perforację. Na lakier i blachę była ogólna, 24-miesięczna gwarancja, a potem koniec. Naprawdę nie mogę pojąć co myślano w dyrekcji tej najbardziej zasłużonej dla motoryzacji firmy. Z tym, że wywracający się W168, korodujące auta i inne takie to były typowe wpadki, zawinione przez głupotę jakichś tępych, oderwanych od rzeczywistości prezesów – od tamtej pory sytuacja znacząco się zmieniła.
Z gnijącego W210 i jego koleżków wyciągnięto ciekawą lekcję i W211 (następcę) skonstruowano zupełnie inaczej. Dano mu świetnie wykończone nadwozie z wieloma elementami z aluminium, ale za to dołożono parę elementów, które miały zepsuć się w zaprogramowany sposób. Wszyscy chyba znają przypadek pompy SBC (hamulcowej) – wyłączała się po osiągnięciu zaprogramowanej liczby cykli (naciśnięć). Można było ją odblokować i potem działała dalej. Jeśli to nie jest “planned obsolescence”, to już nie wiem co nim jest. Co ciekawe, niektórzy byli tak omamieni marketingiem, że pisali na forach – pamiętam to jak dziś – że “to dobrze, że Mercedes zrobił coś takiego, bo dzięki temu on czuje się bezpiecznie, że gdy pompa będzie już zużyta, to nie zepsuje się nagle, tylko da wcześniej znać”. Fajnie, ale kiedy padła komuś pompa hamulcowa w Baleronie? Przypadki takie można mnożyć: rozrząd w benzynowym V6 (wyrabia się kółko wałka wyrównoważającego), nietrwałe zawieszenie Airmatic w klasie S, jeszcze mniej trwała hydraulika ABC w S i SL, jednorzędowy łańcuszek rozrządu, katastrofalne piezoelektryczne wtryskiwacze Delphi w 2.2 CDI (oczywiście nie we wszystkich – tylko w najnowszych 2143 cm3), które zapiekały się jeszcze na parkingu fabrycznym zanim auta trafiły do klienta. Padające sterowniki sprzęgła kompresora (made in Filipiny), meksykańska elektronika w ML-u, olej kapiący na wiązkę elektryczną w klasie C W203 z kompresorem, no i znowu rdza – tym razem w klasie A W169 i ML-u W164. Słowem horror, istna lawina usterek, a dodatkowo naprawy w ASO zarzynały nawet tych, którzy byli przygotowani na wysokie koszta użytkowania Mercedesów – przykładem tu jest klasa R. No i Vaneo. Vaneo, czyli wspaniały pomysł – miejskiego minivana z przestronnym wnętrzem i przesuwnymi drzwiami, który był tak awaryjny i tak strasznie rdzewiał, że wycofano go już po 3 latach po wyprodukowaniu żenującej liczby 55 tys. egzemplarzy (przypominam, w zeszłym roku sprzedało się 240 tys. ciężarówek Foton Forland). Ciekawostka, że Vaneo dostał fabryczny kod z serii “dostawczej” (W414) – auta osobowe mają W1xx lub W2xx, dostawczaki W4xx, W6xx (np. Vito W639) lub W9xx (np. Sprinter W906). Jeszcze wiekszą ciekawostką jest to, że numer W415 otrzymał… Citan. Jak się okazuje, oferowanie w gamie Renault sprzed paru lat nie narusza prestiżu marki. A już zupełną ciekawostką jest sprzedawanie aktualnego ML-a W166 jako całkiem nowego modelu, podczas gdy od poprzednika różni się tylko i wyłącznie wizualnie oraz tym, że wsadzono mu silnik 4-cylindrowy. Rozumiem obniżanie kosztów, ale czy ono na pewno nie przeszkadza osobom wydającym na nowego SUV-a 300 tys. zł?
Jeśli Ridder to taki Mercedes to choćby kosztował tyle co Kimla to jednak bym podziękował.
Co z tego że numer z Niemiec? To, że nie ma w Polsce serwisu tej firmy i nie będzie miał kto szybko przyjechać w razie potrzeby a ceny będą w EUR zamiast w zł.
Co do prędkości cięcia na waterjecie to większych bzdur nie widziałem.
Nie ma na świecie waterjetów do cięcia kształtowego które pracowały by z prędkością 6m/s
Chyba się szanownemu koledze jednostki pomyliły. Może to było 6m/min?
