Nie, nie powiem ci, każdy spokojnie robi swoją robotę, każdy wie, co ma robić i ludzi jest zdecydowanie mniej, niż w wielu polskich firmach. A czemu mniej, ano na takiej becie czy gammie z (CTX z DMG) zakładasz "kawałek żelaza" a zdejmujesz gotowy detal. Nie ma osobnego toczenia i frezowania. Poza tym pracownik wie, jak ma zrobić zgrubną obróbkę, odmocować (naprężenia) co robić w jakim czasie. To się nazywa organizacja pracy, uwierz mi, z jednej strony wygląda, jakby człowiek cały czas chodził, jak mucha w smole, ale z drugiej ta robota schodzi wyraźnie szybciej, niż w Polskich firmach (dobrych) w których miałem okazję pracować. Ot potrzebne specjalne narzędzie, to jest. Czeka pomierzone na moment, w którym będzie zapięte na obrabiarkę. Nie wiem, jak to działa, ale działa. Może dlatego, że żeby zostać majstrem, najpierw (oprócz rocznej szkoły) trzeba mieć kilkanaście lat praktyki i pokazać, że jest się na danym gnieździe najlepszym? Nie wiem, ale jedno mogę z pewnością powiedzieć. Z moich studiów, ja wykorzystuję tylko wiedzę, papierek w mojej sytuacji nie ma żadnego znaczenia i tak będzie w większości wypadków. Niby uznają ci dyplom, tylko że poważnie polskiego tytułu, o ile nie masz dużego doświadczenia i udokumentowanych osiągnięć, nikt poważnie tutaj nie potraktuje. Ot, jeśli udowodnisz, że pracowałeś w zespole, który np. projektował obrabiarki, jakie chcesz projektować w Niemczech, to pracę masz szansę otrzymać. Jeśli wyskoczysz tylko z papierkiem, na którym będzie inż, to ci się spytają, czy i gdzie dostałeś tytuł technika. Ot z własnego doświadczenia to mówię, właśnie ten tytuł technika ich zainteresował bardziej, niż wieczorowe studia.noel20 pisze:No bo nie powiesz mi, że w Niemczech jest taki dobrobyt, że w firmie pracuje względem takiej firmy polskiej dwa razy tyle osób i wszyscy się obijają
Znaleziono 4 wyniki
- 15 lip 2013, 16:45
- Forum: Na luzie
- Temat: wykształcenie
- Odpowiedzi: 16
- Odsłony: 1836
- 14 lip 2013, 19:24
- Forum: Na luzie
- Temat: wykształcenie
- Odpowiedzi: 16
- Odsłony: 1836
Myślisz, a ja wiem, że będzie inaczej. Przynajmniej w Niemczech bardzo ważna jest praktyka w konkretnej branży. Jeśli chcesz być konstruktorem, to musisz od początku iść w tym kierunku. Inaczej Niemiec pomyśli, że jesteś osobą niezdecydowaną, która nie wie, czego chce, zmienia zawód i nie wiadomo, czy warto w ciebie inwestować, bo a nuż znów pomyślisz, żeby zawód zmienić? Poza tym tu papierki są naprawdę nieistotne. Kierownik produkcji w mojej firmie studiów żadnych nie skończył, po prostu przeszedł całą drogę kariery, od ausbildungu począwszy, poprzez tytuł technikera (zdobyty w czasie pracy) i swojej wąskiej specjalności jest naprawdę rewelacyjnym fachowcem. Bo w Niemczech przynajmniej mają świadomość, że tytuły nie gwarantują niczego, a liczy się przede wszystkim umiejętność wykorzystywania potrzebnej wiedzy.noel20 pisze:Myślę, że za granicą będzie tak samo.
Zdania "i na takich obrotach biegać dookoła maszyn" nie rozumiem. Tobie się wydaje, że neoniewolnictwo występuje jeszcze gdzieś poza Polską? No to przynajmniej w firmach, które ja znam, żadnego biegania nie ma. Panowie z IGMetal pilnują!
Pracowałem "z komputerkiem" a jutro zakładam czterotonowe walce na tokarkę. I wiesz, wolę to drugie. Głowa jakby mniej boli, a już stanowiska z odpowiedzialnością za ludzi, to ja nie chcę za żadne pieniądze. Wolę do emerytury robić to, co robię.
Nie, ja nie chcę sugerować, czy warto studiować, czy nie (sam trzy razy w tygodniu wieczorami odwiedzałem politechnikę). Ja tylko chcę zwrócić ci uwagę, że nie można polegać na wyobraźni, by pisać o tym, o czym się nie ma pojęcia. Owszem, jest ciężko, ale z zupełnie innych powodów, niż te, które wymieniasz.
Aha - czasu mi nie brakuje, bo więcej niż 10 godzin dziennie pracować mi nie wolno. No i 28 dni urlopu. Wystarczy, tym bardziej, że pierwsze cztery dni pracujemy po 8.5 godziny, a w piątek tylko sześć. Weekendy są dłuższe.
- 07 lip 2013, 18:21
- Forum: Na luzie
- Temat: wykształcenie
- Odpowiedzi: 16
- Odsłony: 1836
I taka jest prawda.dance1 pisze:Także sobie mówiłem, wyjadę na trochę, odłożę, wrócę i będzie lux
Po pierwsze, wyjeżdżając na planowane 2 lata tracisz dotychczasową pracę. Będziesz miał do czego wracać?
Po drugie, najpierw dowiedz się, jakie są realia, a później pisz. W Niemczech masz możliwość pracować maksymalnie 10 godzin dziennie (daje to 2 godziny nadliczbowe max.). Takie są ustalenia ze związkami zawodowymi (IGMetal). Zapomnij o 280 godzin w miesiącu. No chyba, że zatrudnisz się przez polskiego pośrednika, wówczas czasem język nie jest potrzebny, tyle że za te kupę godzin dostaniesz grosze, plus jakąś norę do mieszkania, za którą oczywiście będziesz musiał płacić pośrednikowi. Mało tego, tutaj system podatkowy jest tak zrobiony, że nadliczbowych się zwyczajnie nie opłaci robić. Czemu - ano bo do 8 tysięcy Euro rocznie masz dochód zwolniony od podatku. Natomiast wszystko, co zarobisz powyżej 25 tys. € opodatkowane jest stawką 45 procent. Do tego dochodzi obciążenie opłatami na kasę chorych, podatkiem kościelnym, tu naprawdę nie zachęcają do nadliczbowych. I słusznie, bo w 40 godzin w miesiącu zarobisz i na godziwe życie, z wczasami na Kanarach i na to, żeby trochę odłożyć, choć nie na dom w Polsce, bo to już nie te czasy. To już łatwiej byłoby ci ten dom w Niemczech wybudować (zniżki, tanie kredyty). Mam kontakt z Polską i wiem, jak obecnie w Polsce zrobiło się drogo.
Po trzecie - jak tu mieszkasz, to chociażby rodzinne na dziecko to 184 €. New spomnę, że po dwóch latach masz szansę na umowę na czas nieokreślony. To trochę jest warte, a nawet jak się coś stanie, to zasiłek dla bezrobotnych większy no i rynek pracy nieporównywalny. Bezrobotnych mniej.
Nie, nie myśl, że cię przekonuję, ja po prostu wiem, jak się kończą takie plany. Do dobrego łatwo się przyzwyczaić, a uwierz mi, są miasteczka równie piękne, jak te na podkarpaciu. Owszem, jak masz naturę cebulaka (tak się określa żargonowo ludzi, którzy oszczędzają na wszystkim, a cebula jest dla nich podstawą menu, bo zdrowa i TANIA), to się może i czegoś dorobisz. Na fundamenty domu wystarczy, może nawet i ściany wyciągniesz, tylko czy będziesz wówczas miał jeszcze do czego wracać? Znajdziesz pracę?
Z drugiej strony to idąc na studia, w wieku 27 lat nie masz niczego (studia kosztują, a czasu na pracę mniej). Kiedy masz zamiar się ustabilizować, dorobić czegoś, założyć rodzinę? Owszem, satysfakcja może i będzie, ale te atrakcyjniejsze dziewczyny będą "znowu wolne". To może jednak o życiu osobistym lepiej pomyśleć, a na studia i owszem, na jakąś pedagogikę się zapisać, bo tam dziewczyn więcej?
Decyzja należy tylko do ciebie, nikt za twoje życie odpowiedzialności nie może brać.
- 07 lip 2013, 15:19
- Forum: Na luzie
- Temat: wykształcenie
- Odpowiedzi: 16
- Odsłony: 1836
Jest jeszcze trzecia możliwość. Poduczyć język i wyjechać za granicę na stałe. Bo po dwuletniej pracy za granicą high life nie będzie trwało więcej niż trzy miesiące. Niestety, sam wiem coś o tym, że apetyt rośnie w miarę jedzenia
Tak na marginesie, Krombacher wcale nie jest gorszy od Tyskiego.
A poważnie. Kiedyś mówiono, że w przemyśle, jak w wojsku. Są potrzebni szeregowcy (pracownicy wykwalifikowani), kadra podoficerska (czyli technicy) i dowódcy, czyli inżynierowie. To wszystko się obecnie popieprzyło i niedouczony inżynier często smaży kotlety w fastfoodach, a wielkie pieniądze robią osoby, którym nawet matury nie udało się zdać, bądź nie mieli na nią czasu. Pomyśl, po co ci ten tytuł? Chcesz sobie przedłużyć okres beztroskiej młodości? Uciekasz przed podjęciem odpowiedzialnej decyzji np. o stałej partnerce, założeniu rodziny, wyborze miejsca na osiedlenie się? Jeśli nie, to co, twoim zdaniem mają ci te studia dać i jakiej wiedzy nauczyć? Akurat tak się składa, że mam pewne wspomnienia i wiem, ile trzeba czasem samozaparcia na wieczorowych studiach. Skoro jest ci to potrzebne, to zysk z tytułu musi zrównoważyć te wyrzeczenia. Zrównoważy? Czego się spodziewasz?
Bo jeśli masz zamiar zrezygnować z zawodu i zostać np. konstruktorem, to jasne. Podobnie, jeśli masz szanse na awans, chcesz zostać np. kierownikiem obróbki w firmie. To też miałoby sens, tyle że czasem wiąże się to z przynależnością do pewnej grupy społecznej (czytaj "znajomych, bądź rodziny szefa").
Mnie pisac łatwiej, wsiąkłem trochę za granicą, nie wyobrażam sobie powrotu. Może pogadasz z dziewczyną, jeśli ją masz i razem zdecydujecie. Czy możecie razem wyjechać, czy macie jakieś szanse na mieszkanie i pracę w Polsce? Czy chcecie się dorabiać za wszelką cenę, czy raczej korzystać z życia, na ile to możliwe? Ty podejmij decyzję, to twoje życie.

Tak na marginesie, Krombacher wcale nie jest gorszy od Tyskiego.
A poważnie. Kiedyś mówiono, że w przemyśle, jak w wojsku. Są potrzebni szeregowcy (pracownicy wykwalifikowani), kadra podoficerska (czyli technicy) i dowódcy, czyli inżynierowie. To wszystko się obecnie popieprzyło i niedouczony inżynier często smaży kotlety w fastfoodach, a wielkie pieniądze robią osoby, którym nawet matury nie udało się zdać, bądź nie mieli na nią czasu. Pomyśl, po co ci ten tytuł? Chcesz sobie przedłużyć okres beztroskiej młodości? Uciekasz przed podjęciem odpowiedzialnej decyzji np. o stałej partnerce, założeniu rodziny, wyborze miejsca na osiedlenie się? Jeśli nie, to co, twoim zdaniem mają ci te studia dać i jakiej wiedzy nauczyć? Akurat tak się składa, że mam pewne wspomnienia i wiem, ile trzeba czasem samozaparcia na wieczorowych studiach. Skoro jest ci to potrzebne, to zysk z tytułu musi zrównoważyć te wyrzeczenia. Zrównoważy? Czego się spodziewasz?
Bo jeśli masz zamiar zrezygnować z zawodu i zostać np. konstruktorem, to jasne. Podobnie, jeśli masz szanse na awans, chcesz zostać np. kierownikiem obróbki w firmie. To też miałoby sens, tyle że czasem wiąże się to z przynależnością do pewnej grupy społecznej (czytaj "znajomych, bądź rodziny szefa").
Mnie pisac łatwiej, wsiąkłem trochę za granicą, nie wyobrażam sobie powrotu. Może pogadasz z dziewczyną, jeśli ją masz i razem zdecydujecie. Czy możecie razem wyjechać, czy macie jakieś szanse na mieszkanie i pracę w Polsce? Czy chcecie się dorabiać za wszelką cenę, czy raczej korzystać z życia, na ile to możliwe? Ty podejmij decyzję, to twoje życie.