WZÓR pisze:...rzadna ujma dla CNC-nowca , kóry posiada i te umiejętności.
WZÓR tak się zdenerwował, że zaczął robić podstawowe błędy ortograficzne. Może dlatego, że kopiowania na dyskietkę i z dyskietki raczej nikt nie uzna za "umiejętność", której trzeba na kursie nabywać. W czasach popularności dyskietek była to oczywista oczywistość. A na błędy polecam firefoxa z włączonym modułem ortograficznym.
O krawędziach w kształcie łuków kolega nie pisze, chyba dla niego też jest to oczywista oczywistość?
WZÓR pisze:...w tym wątku nie chodziło mi przed kim będę zdawał egzamin lecz od kogo otrzymam wiedzę teoretyczno - praktyczną (sąsiad / instruktor Nauki Jazdy)
I tu też się z tobą nie zgodzę. Przyczyna jest prosta. Instruktor nauki jazdy musi mieć konkretne uprawnienia - więcej w rozporządzeniu Ministra Infrastruktury z dnia 27 października 2005 r. w sprawie szkolenia, egzaminowania i uzyskiwania uprawnień przez kierujących pojazdami, instruktorów i egzaminatorów (Dz. U. Nr 150 z 24 grudnia 2001, poz. 1681). Instruktor - nauczyciel na kursie CNC nie musi mieć żadnych uprawnień. Taką szkołę może teoretycznie prowadzić Ferdynand Kiepski, a do egzaminowania zatrudnić kolegę Paździocha. Warunki, jakim powinien odpowiadać nauczyciel na takim kursie określa Rozporządzenie Ministra Edukacji Narodowej i Sportu1) z dnia 10 września 2002 r. w sprawie szczegółowych kwalifikacji wymaganych od nauczycieli oraz określenia szkół i wypadków, w których można zatrudnić nauczycieli niemających wyższego wykształcenia lub ukończonego zakładu kształcenia nauczycieli. Warto się zastanowić nad tym, kto na tych kursach uczy. Możesz poczytać sobie np. tu:
http://bip.men.gov.pl/akty_pr_1997-2006/rozp_175.php
Masz studia, "posiadasz przygotowanie pedagogiczne", znaczy możesz uczyć ludzi spragnionych wiedzy. Nie ważne, czy masz pojęcie o tym czego uczysz. W Polsce nie ma żadnych przepisów weryfikujących twoją rzeczywistą wiedzę, twoje doświadczenie, czy umiejętności. Właśnie stąd mój sceptycyzm.
Najlepszy przykład to kurs, który przytoczył kolega
Tielegin. Wszystko fajnie, ale kurs jest strasznie przeładowany teorią, a na 130 godzin (20 dni) jest raptem 18 godzin praktyki i to w drugim jedynie module. 9 godz. na tokarce plus tyle samo na frezarce i geniusz może czuć się upoważniony do... no właśnie do czego?
Ale teorii napchano w jego głowę moc. Pytanie znowu - po co? Czy nie lepiej skupić się na konkretnym sterowaniu, konkretnych problemach występujących w jakiejś branży? A co będzie, jeśli pojawi się wolne stanowisko ale np. na drutówce? Gość po kursie, który nie widział zakładu pracy moim zdaniem nie ma najmniejszych szans na rozmowie kwalifikacyjnej. No chyba, że potrzebny jest człowiek do zakładania materiału i wciskania zielonego guzika. Choć w tym wypadku kurs jest również najmniej potrzebny, bardziej liczyłoby się zaświadczenie z lokalnej siłowni i wymiar w bicepsie, niż "znajomość generowania ścieżek narzędzi, strategie obróbki, symulacje obróbki z wykorzystaniem systemu CAM" (cytat z programu).
Na marginesie - czy ktokolwiek z was miał okazję uczestniczyć w rekrutacji na stanowisko programisty? Nie operatora, podajnika, tylko programisty? Może podzieli się swoim doświadczeniem, jak to wyglądało?
Nikt wam nie broni płacić za kursy i w nich uczestniczyć. Ja jednak uważam, że pewien sceptycyzm, co do efektów (zarówno wiedzy tam nabytej, jak i późniejszych możliwości) wam się należy. Pracuję w branży wystarczająco długo, miałem z absolwentami różnych kursów czasem do czynienia i wiem, jak niewiele takie kursy dają. Owszem, jeśli 50 letni tokarz, czy frezer idzie na taki kurs, to jest to sens, bo dziadka wstyd spytać młodego, jak się obsługuje nowoczesną obrabiarkę. Na kursie skojarzy to co umie z tym, w jaki sposób teraz wpisując dane, robić dokładnie to, co robił do tej pory, kręcąc korbami. Tu taki kurs przyda się jak najbardziej.
Inny przykład - dziadźko z posadzonym kręgosłupem na kursie nauczy się operować programem CAM i będzie wówczas mógł zająć się na starość programowaniem. W mojej firmie programista tokarek ma teraz 62 lata. Kiedyś pracował na tokarce, teraz pisze programy i potrafi to robić naprawdę dobrze. Nauczył się AlphaCAM-a i sobie wspaniale radzi. Jednak zaczynanie od kursu bez pojęcia o obrabiarkach i obróbce moim zdaniem nie jest najlepszą drogą. Moim zdaniem najpierw praktyka, nie w ilości kilku godzin i to niesamodzielnie dla całej grupy, a dopiero później rozszerzenie o teoretyczne możliwości programowego wykonania obróbki. Tym bardziej, że ja na podstawie doświadczenia, a nie wyobraźni wiem, że w rozmowie kwalifikacyjnej i tak wyjdzie brak doświadczenia i podanie kandydata ląduje na dnie szuflady. Tak jakoś każdy chce mieć tego, co już kiedyś tą pracę co najmniej kilka lat robił, a nie takiego, który ma tylko świeżą wiedzę po kursie. Macie inne doświadczenia - chętnie poczytam. Zapraszam do dyskusji.