W końcu znalazłem trochę czasu by po dłuższym łapaniu kurzu sprawdzić wreszcie jak działa ten projekt. Wcześniej włączałem go tylko na krótko by mieszanka szamotowa związała(ponoć wiąże pod wpływem ciepła) i wyschła (a para szła z puszki długo), poza tym bałem się że rozgrzany drut oporowy łączący wtyk ze spiralą pomimo koralików może w styku z wodą szamotu przepalić się(utlenić), lub dostać zwarcia(delikatnie coś na początku "skwierczało"), dlatego nie przekraczałem początkowo 150-200°C, potem 400°C z obawy przed rozsadzeniem puszki przez parę wodną z szamotu (metalowa pokrywka na szamocie dosyć ograniczała parowanie).
Teraz, po długim czasie postanowiłem dać maxa.
Uzbroiłem go w termoparę z zakresem do 1300°C
i po upływie około 30 minut po podłączeniu zasilania (szamot jeszcze trochę parował, ale już niegroźnie) piecyk osiągnął temperaturę 872°C !
Wtedy włożyłem do środka komory sześciomilimetrowej średnicy spory gwóźdź i obserwowałem jak się zachowa piec, i jaki będzie ewentualny spadek temperatury. Faktycznie z początku spadła o około 30°C do 841°C,
ale w ciągu ok. 8÷10-ciu minut wróciła do 873°C,
a po następnych około 10-ciu wzrosła jeszcze do 881°C !
Trudno mi sie odnieść jaką dokładność ma ta termopara, ale sprawdzałem w teście "0°C i 100°C" i odchyłka była około 0,2°C.
Na tym test zakończyłem, ale myślę, że w ciągu jakichś 15÷20 następnych osiągnąłbym sporo ponad 900°C, choć wraz ze wzrostem temperatura rosła coraz wolniej (co zresztą jest normalne). Zapewne dużo szybciej i pewnie jeszcze wyższą temperaturę można by osiągnąć zamykając komorę grzewczą około 15÷20mm grubości zbrojona dla pewności pokrywką/deklem odlaną z szamotu, z centralnym (lub pobocznym) otworem do włożenia sondy termometru i jakimś uchwytem do podnoszenia..
Puszka na zewnątrz pomimo szamotowej warstwy izolacyjnej nieźle się nagrzała (na pewno powyżej 100-150°C) więc należy ją stawiać przed włączeniem na jakiejś cegle czy innej ceramice i nie dotykać, a najlepiej zrobić ażurową zewnętrzną osłonę by się nie poparzyć(i z rączką), oraz przykręcone do denka "nogi" z jakichś ceramicznych elementów. Stygnie dłużej niż się nagrzewa więc proszę uważać.
Wtyczka przewodu i bolce wtyków nie nagrzewały się zbytnio, na pewno nie więcej jak w prodiżu do którego są przeznaczone, kabel nie był ciepły w ogóle (od przepływu prądu). Poboru prądu nie sprawdzałem, ale nie jest zbyt duży.
Tak więc myślę, że przy osiąganej w komorze temperaturze sporo powyżej linii GSE, drobne stalowe elementy można bez problemu tym "piecykiem" hartować, także odpuszczać (kontrolując temperaturę), być może nawęglać w proszku (z węgla drzewnego), bądź topić kolorowe do odlewania drobnych elementów, po uzupełnieniu go o stalowy tygielek z rurki, najlepiej żaroodpornej (grafitowy zajmowałby za dużą objętość, a komora przecież nie jest duża).
Jeśli ktoś chciałby pokusić się o wykonanie takiego maleństwa, to służę moimi doświadczeniami...