Znaleziono 3 wyniki

autor: lajosz
16 lis 2013, 18:54
Forum: Na luzie
Temat: Historia pewnego miejsca
Odpowiedzi: 172
Odsłony: 13057

251mz pisze:Ja kiedyś pracowałem w firmie produkującej elektronikę.
Miałem kilka pomysłów jak przyspieszyć pracę ,żeby było łatwiej i szybciej.
Od kierownika usłyszałem "Rób tak jak jest i nie wydziwiaj"
I na tym się skończyły moje dobre rady :)
Ja miałem (wydaje mi się) ciekawiej.

Otóż zacząłem sobie usprawniać pracę pisaniem własnych programów.
Chodziło o to, że jak programy przychodziły z tzw. biura projektowego, to w 90% tychże programów były błędy albo były napisane w taki sposób jakby piszący je pacjent chciał skomplikować sobie (i innym) życie na maxa.
No i zawsze przy wykonywaniu takiego programu na maszynie non-stop kontrola czy gdzieś czasem nie "przydzwoni" albo nie spieprzy materiału.
Dlatego na początku poprawiałem te programy, ale później już w ogóle ich nie poprawiałem, tylko brałem rysunek w łapę i od zera tworzyłem nowe, od razu parametryczne, zapisywałem do swojego (zaszyfrowanego) folderu i po jakimś czasie korzystałem już tylko z nich podczas gdy inni "męczyli" gotowce z biura projektowego.
Przy okazji wszystkie te programy od razu optymalizowałem, więc wykonanie elementu trwało 3 razy krócej przy zachowaniu tej samej (a może nawet lepszej) jakości, maszyna nie dostawała po przysłowiowej du***, a i ja pozbywałem się stresu pod tytułem, "w którym momencie pier_olnie".

Wszystko tylko dla własnej wygody, nie dla zarobku czy chęci wykazania się.
Powoli stało się to standardem i z czasem przychodziły do mnie już tylko rysunki, a ja sam sobie robiłem program.
Jak już pisałem, dawało to tę korzyść, że bez strachu, spokojnie mogłem sobie pracować, ale i uczyć się nowych rzeczy podczas programowania.
W tzw. międzyczasie z programów pisanych przeze mnie zaczęli korzystać właściwie wszyscy inni.
Nie protestowałem bo ja przecież osobiście nic przez to nie tracę.

Aż któregoś dnia, przyszli panowie od "optymalizacji czasu pracy" i zauważyli, że gdy inni pracują, to ja siedzę i patrzę jak pracuje maszyna.
"Zaproponowali" , że skoro siedzę i "nic nie robię" , to mógłbym w tym czasie pomóc kolegom.
Nie mam nic przeciwko pomaganiu kolegom, ale raz, że ci koledzy wcale tej pomocy nie potrzebowali, a nawet jak potrzebowali, to nie robili nic żeby sobie pomóc samemu, więc dlaczego jak maiłabym im dodatkowo pomagać ? Przecież zarabiają tyle samo co ja.
Mimo wszystko i tak pomagałem, ale nie dlatego, że tak każą, ale dlatego, ze czasami rzeczywiście trzeba było pomóc.
Jednak któregoś dnia, nie pomogłem bo po prostu, zwyczajnie mi się nie chciało i nie miałem zamiaru się tłumaczyć dlaczego.
Panowie od "wydajności pracy" stwierdzili, że mam UWAGA "egoistyczna postawę" i dali do zrozumienia, że jeśli się to powtórzy, to będą się musieli zastanowić czy taki pracownik jest potrzebny firmie.
Mimo to, nie miałem zamiaru skulić ogona pod siebie i przestałem "pomagać" dla zasady, a nie dlatego, że nie mogę, czyli zostałem tym "złym" pracownikiem.
To nic, że wydajność miałem identyczną lub (jeśli chciałem) większa niż inni robiący to samo i za takie same pieniądze.
Byłem "dyskusyjny".
No więc któregoś dnia wylądowałem u tzw. kierownika w celu odbycia rozmowy do wyboru:
Uświadamiającej
Umoralniającej
Nakazującej
Czy jak to sobie kto nazwie.
Pan kierownik powiedział, że nie jestem nikim wyjątkowym i mam wykonywać polecenia przełożonego, a nie dyskutować.
Na co ja, że wykonuję dokładnie to, co mam w umowie o pracę, a jeśli chcą więcej, to niech zapłacą więcej albo chociaż poproszą.
Na co pan kierownik, że pójdzie mi na rękę i pozwoli napisać podanie o zwolnienie.
Na co ja, że nie mam zamiaru niczego pisać i jeśli chce mnie zwolnić to niech zwalnia.
Powiedział, że jeszcze dzisiaj się dowiem czy zostaję czy nie, a na razie mam wracać do pracy.
Poszedłem więc normalnie dalej pracować, ale w takiej sytuacji usunąłem wszystkie zrobione przeze mnie programy co jeszcze tego samego dnia rozwścieczyło głównego automatyka do którego dotarła skarga, że nie można wykonać tego i tamtego bo ..... brak programu.
Więc pan automatyk drąc się na mnie stwierdził, że popełniłem przestępstwo i mam natychmiast przywróć programy.
Na to ja, że o co chodzi, przecież wszystkie programy z których korzystamy są w biurze projektowym, więc nie mogłem (nawet jakbym chciał) skasować tych programów.
Wyobraźcie sobie, że ta bida nawet nie wiedziała, że od ponad dwóch lat to całe biuro projektowe stworzyło kilkanaście raptem programów które i tak nie zostały wykorzystane.
Cała resztę robiłem ja.
Jak się dowiedział, to jeszcze bardzie rozdarł mordę i zaczął straszyć prokuratorem i policją, ale jak zauważył, że przejąłem się tym w równym stopniu co zeszłoroczną promocją na sardynki w Tesco, to zmienił front i zaczął sam coś grzebać, czyli próbował robić program który akurat był potrzebny do produkcji z jeszcze jednym "mądrym inaczej" .
Trzeba było widzieć ich miny i próby tworzenia banalnego wręcz programu.
Po kilku godzinach "pracy" przy tworzeniu programu (zapewniam, prościutkiego) towarzystwo zrezygnowało, ale nikt nie przyszedł do mnie żeby cała sprawę odkręcić.
Dopiero na drugi dzień zaczęły się wycieczki przeróżnych "świętych" coby mnie przekonać, że tak nie wolno, ze to dziecinne, że hamuję produkcję, itp. itd., ale nikt, powtarzam, nikt, nie przeprosił, nikt nie zaproponował wyższej stawki i w ogóle żadna rozsądna propozycja nie padła.
Dopiero po tygodniu przyszedł dyrektor i stwierdził (wyraźnie wk_rwiony) , że może mi dać 2zł na godzinę więcej.
Żadnych przeprosin, żadnych pytań co, jak i dlaczego. Po prostu suche 2zł.
Jako że wiedziałem iż dalsza współpraca nie ma sensu, to odpracowałem ustawowy czas i zwolniłem się sam.

Tak się kończy mili państwo "wychylanie się" , czyli próba usprawnienia czegokolwiek w polskich firmach.

Wniosek:
W polskich firmach zdaje się obowiązywać zasada "Im gorzej tym lepiej".
autor: lajosz
16 lis 2013, 17:55
Forum: Na luzie
Temat: Historia pewnego miejsca
Odpowiedzi: 172
Odsłony: 13057

ma555rek pisze:Jak pierwszy detal robisz to przecież wdrażasz program, sprawdzasz ale dla piątego czy dziesiątego to nie warujesz "bo przydzwoni" tylko masz godzinę dla następnej maszyny.
Kolego ma555rek, ja nie pisałem teoretycznie, ale z praktyki to wynika.
OK, jeśli robisz na kilku maszynach TO SAMO, to jeszcze jestem w stanie zrozumieć Twoje rozumowanie, ale jeśli za każdym razem jest to program "z palca" i za każdym razem inny na innej maszynie, to wierz mi, że można się czasami "pier_olnąć" i pół biedy kiedy błąd jest gdzieś na początku programu, ale jeśli jest gdzieś w środku, to tylko usłyszysz o nim bo właśnie "przydzwoniło" .
Poza tym bywa, że wszystko jest OK, czyli program w porządku, maszyna w porządku, materiał, ustawienia, po prostu wszystko, a zdarza się, że po prostu materiał "uciekł" z mocowania i kłopot gotowy.
Zdarza się, że narzędzie źle zamocowane i po prostu odkręci się podczas pracy.
Zdarza się, że narzędzie się złamie (bo coś tam) i jeszcze kupa innych rzeczy które zauważyłbyś gdybyś obserwował tylko jedną obróbkę.
Wtedy masz czas (i okazję) zareagować i uratować materiał, narzędzie, maszynę i własną dupę, a jak skaczesz od maszyny do maszyny, to błąd jest w zasadzie pewny i tylko kwestią czasu jest kiedy wystąpi.
autor: lajosz
16 lis 2013, 15:22
Forum: Na luzie
Temat: Historia pewnego miejsca
Odpowiedzi: 172
Odsłony: 13057

MlKl pisze:Z tej naszej pisaniny wynika jedno - zdzicho, podobnie jak zdecydowana większość naszego społeczeństwa, wyznaje zasadę: Tak robić, żeby się nie urobić i uważać, że wypłata i tak jest za mała.
Kiedyś w TVP (w czasach słusznie minionych) oglądałem dokument o Chinach.
Z tego dokumentu zapamiętałem pewną scenkę.
Otóż rzecz działa się w jakiejś szkole, gdzie pani nauczycielka pyta uczniów (dzieci około 9-10 lat) kim chcieliby zostać jak dorosną.
Wstaje dziewczynka i mówi, że chce zostać krawcową.
Pani chwali i pyta dalej.
Wstaje chłopiec i mówi, że chce zostać cyt. "ciężko pracującym rolnikiem".
Pani pochwaliła i wskazała chłopca jako wzór do naśladowania.
Powyższa historia przyszła mi natychmiast do głowy jak przeczytałem to co napisałeś w powyższym cytacie.
Nie zrozum mnie źle, ale pokaż mi choć jednego zdrowego na umyśle człowieka, który chce pracować więcej za mniej albo tak robić, żeby się narobić a przy okazji zarobić mniej.
MlKl pisze:U nas zanikł zdecydowanie etos pracy. Pracę "na swoim" mało kto podejmuje, a tej na cudzym nikt nie szanuje.
Takie coś jak etos pracy to był (może) za nieboszczki komuny, a i tak wypaczony do absurdu (150, 200, 300, 500 % normy).
Pracę na swoim wspominam bardzo źle.
Miałem firmę przez rok (wiem, niedługo) , ale pod koniec "działalności" miałem już tylko jedno "marzenie". Zakończyć to jak najszybciej nie będąc nikomu nic dłużny.
Ktoś powie, byłeś chłopie nieudolny i tyle, a teraz miauczysz jak to było źle.
Otóż mili państwo, było tak, że kto na początku tzw. "transformacji ustrojowej" zakładał tzw. "biznes", ten wygrywał bez względu na to czego dotyczył interes, ale najważniejsze było to, żeby w szybkim czasie firma urosła do sporych rozmiarów bo tylko wtedy mogła dotrwać do dzisiaj.
Dlaczego było to możliwe ?
Bo wtedy wszelkie sieroty po komunie, czyli wszelkiej maści UB-cy, partyjniacy i inne tego typu nieroby, uwłaszczali się (czytaj kradli) na majątku narodowym i zwyczajnie nie mieli czasu na zajmowanie się konkurencją "budując pozycję", czyli mały sklepikarz czy inny wytwórca kapci mógł spokojnie prowadzić działalność nie niepokojony specjalnie przez tzw. państwo, a poza tym, nie było odpowiednich przepisów prawa (całkiem możliwe, że specjalnie) żeby te wszystkie przekręty od razu dusić w zarodku.
Dlatego kto z normalnych ludzi zdążył zbudować dużą firmę, ten (w większości) utrzymał się na rynku do dziś.
Kto zaczął później, ten zwijał interes wcześniej czy później bo uwłaszczona nomenklatura ju zadbała o to, żeby za bardzo konkurencja nie urosła, a dodatkowo tzw. państwo robiło wszystko (i nadal robi), żeby ci się czasami nie udało.
Pokażcie mi choć jeden duży zakład produkcyjny (będący konkurencją dla już istniejących) który w ostatnich latach powstał od zera tylko dlatego, że ktoś (przeciętny Kowalski) miał pomysł, wziął kredyt i go zbudował.
MlKl pisze:Nieliczni pracują jak należy, jak szef nie dostrzega, to nie idą do knajpy się upić, tylko zmieniają.
Tak można tylko wtedy, kiedy:
1. Jest się młodym, zdrowym, wolnym, bezdzietnym, bez własnego mieszkania człowiekiem mieszkającym w dużym mieście.
2. Jest się kimś, kto ma niszowy, poszukiwany na rynku zawód i firma chcąca go zatrudnić zapewnia mieszkanie dla niego i dla całej rodziny, a przy tym pomaga przy ogólnie pojętej przeprowadzce.
3. Jest się samotnym emerytem który pobierając emeryturę szuka pracy z nudów i wszystko mu jedno gdzie będzie mieszkał byleby było w miarę ciekawie, ciepło, i co do gara włożyć, a przy okazji dowartościować się, że jeszcze do czegoś się przydaje.

Natomiast w małych miasteczkach (których zdecydowana większość w Polsce) zazwyczaj jest jeden, góra dwóch pracodawców którzy doskonale zdają sobie sprawę z tego, że będąc monopolistami na lokalnym rynku pracy mogą sobie dyktować dowolne warunki.
Dodatkowo w takich firmach, jest zazwyczaj jak za komuny, czyli moja/twoja inicjatywa w celu zwiększenia ilości produkcji, jej jakości tudzież oszczędności, jest postrzegana w dokładnie taki sposób jak tu większość pisze, czyli pokażesz, że umiesz więcej, to dostaniesz więcej do roboty+większa odpowiedzialność+większe wymagania=taka sama płaca, a jak się odezwiesz, to zostajesz tzw. roszczeniowym pracownikiem.
Większość ludzi których znam będących pracownikami, doskonale wie co należałoby zrobić w firmie lub konkretnie na ich stanowisku pracy, żeby praca była łatwiejsza, a przy tym efektywniejsza, dokładniejsza, mniej męcząca i stresująca, zwiększająca dochód firmy, ale nikt tego nie powie żadnemu szefowi, dyrektorowi, komukolwiek, BO PO CO ? >>> BRAK MOTYWACJI <<<
I będzie to trwało tak długo, jak długo nasi (pożal się boże) pracodawcy nie zmienią mentalności, a potrwać to może dziesięciolecia bo u naszych pracodawców, z powodów o których pisałem wyżej, nie wytworzył się (tak sławiony przez MIKI-ego) etos firmy, chęć produkowania dobrego wyrobu, chęć mozolnego budowania marki i zwykła kultura.
Jest natomiast, 19-sto wieczny, dziki, głupkowaty i obliczony na doraźne korzyści kapitalizm, czyli dorobić się jak najszybciej się da i za wszelką cenę.

Dziękuję za uwagę.

[ Dodano: 2013-11-16, 15:47 ]
ma555rek pisze:Jeżeli pracujesz na 3 maszynach to nie znaczy że na nich pracujesz na raz tylko po kolei na każdej, w takim jak kiedyś znaczeniu, że tokarz toczył, frezer frezował. A praca na nich też nieco inna niż kiedyś.
Tyle tylko, że Ty opisujesz sytuację jaka POWINNA BYĆ, a nie jaka zazwyczaj jest.

Zazwyczaj jest tak, że jednak obsługujesz 3 maszyny na raz.
Zwróć uwagę, że piszemy tu na forum traktującym o CNC, właśnie o maszynach CNC.
Otóż można spokojnie pracować na trzech (i więcej) maszynach CNC na raz.
Przykładowo , zakładasz element na pierwszą maszynę i wiesz, że obróbka potrwa np. godzinę.
W tym czasie przechodzisz do następnej, zakładasz element i tak do kolejnej.
Niby wszystko OK, ale fizycznie możesz być na raz tylko przy jednej maszynie.
Jeśli więc jesteś przy jednej, to nie wiesz co się dzieje przy kolejnych.
Załóżmy, że coś nie tak idzie (lub co gorzej, poszło) przy jednej z nich.
Nie zauważyłeś tego i maszyna zepsuła element lub (co znacznie gorzej) "przydzwoniła" tu i tam psując jednocześnie element, narzędzie i samą siebie.

Jak myślisz, kogo się czepią, że coś poszło nie tak ?
Tego kto wymyślił taki system pracy, czy operatora ?

Wróć do „Historia pewnego miejsca”