Nie wszystkim. Ale pewne techniczne wiadomości zmuszają mnie, żeby weryfikować to, co podaje publicznie jakiś lekarz, czy historyk. Oni kłamią, a ja chcę wiedzieć na czym kłamstwo polega.
I to jest też ciekawe.
Mamy art. 71 ustawy Prawo o ruchu drogowym. W tym artykule jest punkt 6. Brzmi on następująco:
Pojazd sprowadzony z terytorium państwa niebędącego państwem członkowskim Unii Europejskiej, po dokonaniu zwolnienia pojazdu przez naczelnika urzędu celno-skarbowego do procedury dopuszczenia do obrotu, dopuszcza się do ruchu na okres 30 dni.
Pytanie - czy wyraz "sprowadzony" może być interpretowany jako "sprowadzony na własny użytek na czas zamieszkania w Polsce"?
Bo jeśli nie, to mamy poprzedni piąty punkt tego artykułu:
Pojazd zarejestrowany za granicą dopuszcza się do ruchu, jeżeli odpowiada wymaganym warunkom technicznym i jest zaopatrzony w tablice rejestracyjne z numerem rejestracyjnym składającym się z liter alfabetu łacińskiego i cyfr arabskich, z zastrzeżeniem art. 59 oznaczenia pojazdu zarejestrowanego w Polsce i za granicą ust. 2 i 3, a kierujący pojazdem ma przy sobie dokument stwierdzający dokonanie rejestracji.
No to tu już jest wyraźnie napisane, że pojazd musi odpowiadać warunkom technicznym, a więc te warunki techniczne muszą zostać jakoś przed jazdą potwierdzone. To czemu nie ma przeglądów dla nich? Bo rządzący Polską na prawie też się nie znają?
W Niemczech ukraińskie tablice ważne są przez okres roku od momentu przekroczenia granicy. Trzeba mieć ważną zieloną kartę. Jeśli nie, trzeba wykupić niemieckie ubezpieczenie, a po roku istnieje obowiązek przerejestrowania na niemieckie blachy, razem z badaniami technicznymi.
Jeśli dojdzie do wypadku z udziałem pojazdu z Ukrainy, a Ty nie jesteś winny, możesz ubiegać się o odszkodowanie za pośrednictwem Niemieckiego Biura ds. Zielonej Karty w Berlinie - na miejscu. Jeśli ktoś nie miał ubezpieczenia, to odszkodowanie wypłaca VOH (taki niemiecki fundusz gwarancyjny).






