drzasiek90 pisze:Ty jesteś po prostu, zwyczajnie głupi. I to jest najłagodniejsze określenie jakim można cię podsumować.
nie bo ty jesteś mądry szczególnie jak mówisz wielki argument że rolnik walczy o moje dobro Śmiechu warte, oni nawet o twojego tatę rolnika od x lat nie potrafili zawalczyć a ty już zaleciałeśdo mnie
Hej.
Bez rejestracji można hodować do 50 kur.
Więc na własne potrzeby raczej styknie.
Zresztą chyba w każdym kraju małe gospodarstwa "produkują" tylko na własne potrzeby.
Chyba że ktoś marychę uprawia albo inny mak
pzd.
Zresztą chyba w każdym kraju małe gospodarstwa "produkują" tylko na własne potrzeby.
Tak może było 40 lat temu.
Była krowa na mleko, ser, masło, kury na jajka i rosół, świnka na kiełbasę, warzywa w polu na obiady i przetwory.
Małe gospodarstwa były samowystarczalne.
Ale pojawiły się inne potrzeby, większe podatki, opłaty, paliwo, traktor, opryski, nawozy. Rolnik musiał także sprzedać aby zarobić po to, aby kupić dobra które sam wyprodukować nie może.
Więc produkcji tylko na własne potrzeby praktycznie nie ma już od dawna.
Jeszcze 20 lat temu 5 hektarowe tradycyjne gospodarstwo wystarczało, aby rodzinę utrzymać. Teraz nie wystarcza aby utrzymać samo gospodarstwo a co dopiero, żeby coś z niego zostało.
Hej.
Właśnie doczytałem że można w ogrodzie - kury hodować.
Świat małych gospodarstw odszedł w przeszłość i nie wróci.
Furka , sianko , krówka i prosiaczek.
Chyba że wybuchnie wojna jądrowa - to kto wie ?
pzd.
Ale są gospodarstwa 10-20 hektarowe. To też są małe gospodarstwa.
One produkują żywność dla siebie oraz na sprzedaż - sprzedają żywiec, plony.
To funkcjonowało całkiem dobrze.
Lokalne ubojnie skupowały było i świnie od lokalnych rolników, robili z tego bardzo dobre wyroby którymi zaopatrzano sąsiednie wsie i miasta. Gospodynie zabiły kurki, zrobiły ser, wzięły jajka i inne wyroby i sprzedawały na targu - nikt nikogo do zakupu nie zmuszał. Ludzie kupowali, bo było dobre i zdrowe.
Ludzie mieli sporo niezależności.
Ale niezależność nie jest w UE pożądana. Każdy ma być zależny od "dobroci" władców, więc nie możesz robić nic, czego władza nie może ci ograniczyć.
Teraz takie gospodarstwa ledwo wiążą koniec z końcem, większość upadła bo nie udźwignęli unijnych ograniczeń.
Nie szkoda? Lepiej jeść chleb z amerykańskiej mąki zrobionej ze zboża które urosło na ukrainie, przy użyciu zakazanych pestycydów? Lepiej smakuje niż chleb z polskiej mąki?
Ale ci z małych gospodarstw strajkować nie poszli bo nie mieli czym. A więc ich zaorano.
Teraz unia zabrała się za tych większych. Ale ci mają więcej do stracenia, mają też większe możliwości, aby tupnąć nogą.
I bardzo dobrze, popieram. I nie dlatego, że darzę jakąś sympatią tych dużych rolników.
Ale dlatego, że cieszę się, że wreszcie ktoś ma możliwość, chęci i determinację, aby coś z tym szaleństwem zrobić.
Jaki sens ma walka z przeludnieniem w miejscu gdzie jest ujemny przyrost naturalny
Jak sznycelek będzie rarytasem, to w Ugandzie (przyrost naturalny ok. 3,2%) też produkty sojowe staną się normą. A po drugie Ugandyjczyk to już dziś żyje w miarę zgodnie z Zielonym Ładem.
Rolnikami (prawdziwymi) by zostali bez problemu. Problem z zostaniem rolnikiem papierowym.
Kto ci takich bzdur nagadał?
Problem w tym, że to trwa dość długo. Po pierwsze, żeby zajmować się rolnictwem wcale nie są potrzebne żadne papiery! Papiery potrzebne są jedynie wtedy, jeśli chcesz mieć własne gospodarstwo. A robi się to tak:
W polskim porządku prawnym nie ma żadnych ograniczeń, aby każdy zainteresowany prowadzeniem działalności rolniczej podmiot mógł prowadzić taką działalność dzierżawiąc nieruchomość rolną.
Żeby zostać rolnikiem, należy mieć do użytku nieruchomości rolne o powierzchni mniejszej niż 300 ha; zdobyte kwalifikacje rolnicze; 5 lat mieszkać w gminie (być zameldowanym), na której położone jest gospodarstwo prowadzone samodzielnie.
No właśnie nie wiem, czemu w Polsce tak nie ma. I teraz poważnie, w wielu krajach jest tak, że rolnicy, albo sami, albo łącząc się w zespoły, starają się korzystnie sprzedać swoje produkty. Hodowcy tworzą zespoły z małymi masarniami. Producenci mleka starają się robić sery, czy masło. Jak przejedziesz się w sobotę rano do każdego większego niemieckiego miasta, to w centrum zawsze jest plac, na którym rolnicy sprzedają swoje produkty. Poza tym często na osiedlach regularnie pojawiają się samochody, z których kupisz lokalne ziemniaki, jajka, warzywa. Z uwagi na jakość, często po wyższej cenie, niż w markecie.
Może tu jest przyczyna słabej rentowności polskich rolników. Może w każdej gminie powinien być taki Fabian Duda, który umiałby pokazać, w jaki sposób rolnicy mogliby żyć lepiej. A może się nie da? Nie wiem.
Jeśli chodziło o kowidoswiroze, zaciekle, bez logiki i ładu broniłeś opinii i niezależności naukowców
Bo od początku było widać, kto i po co to świństwo rozpuścił. Że mieli przeżyć tylko ci, którzy potrafili się przed tym zabezpieczyć. Nie wiem czemu toto z laboratorium wcześniej się wydostało, zanim autorzy dopracowali jeszcze wyższą śmiertelność i sposób zabezpieczenia się przed tym (szczepionka) dla wybranych.
A poza tym byłem w stanie zrozumieć, o czym naukowcy mówią i dlatego świństwa nie lekceważyłem. Może dlatego żyję, że miałem w d... to, czy się przez to dorobię, czy nie, czy będę mógł jechać na urlop, czy nie. Dla mnie ważne było, żeby przeżyć, bo z mojej półki na tamten świat brali. Pamiętam rozmowę z Jasiem Sanockim, byłym posłem Kukiza. Mówił, że coś go bierze, ale w epidemię nie wierzył. Tydzień później spalili go w podwójnym worku.
U mnie w rodzinie jeszcze w początkach Covida wiele osób trzymało choćby kury.
Bez żadnych dopłat!
W Niemczech, jeśli chcesz trzymać kury, płacisz 10 - 15€ rocznie za rejestrację stada. Plus około 10 euro za kurczaka rocznie za opiekę weterynaryjną (szczepienie, odrobaczenie). I możesz mieć swoje jajka wszędzie, nawet w miastach, jak sąsiedzi nie będą na gdakanie za bardzo pyskować. Czemu w Polsce jest inaczej? Wielu moich kolegów ma przydomowe stadka i swoje ekologiczne jajka od nich.
Ale są gospodarstwa 10-20 hektarowe. To też są małe gospodarstwa.
Jeśli w tych gospodarstwach jest uprawiane żyto, to faktycznie małe gospodarstwa. Tylko że jeśli żyto się nie opłaca, to może opłacić się coś innego. Ot jak tokarzowi, seria może bardziej opłacać się temu, kto ma automaty, ale na automatach produkcji jednostkowej nie zrealizujesz.
Coś ci pokażę. Niemiecki rolnik może zaprosić takiego fachowca. A polski?
Skoro są takie przewoźne instytucje, to popyt na to jest. Opłaci się? Czemu w Niemczech tak, a w Polsce nie?