
Teraz dochodzimy do sedna problemu, nie mam dojazdu bezpośredniego do działki (droga jest wąska, pochyła, przeorana przez dziki i dwa lata temu już wyciągali jednego śmiałka co próbował przejechać autem i osunął się) i ostatnie 70 metrów trzeba podchodzić na piechotę. Taszczenie pełnych płyt betonowych, nawet z wózkiem transportowym jest, mówiąc ogólnie, koszmarem, wiem z autopsji. W związku z tym pomyślałem czy by nie wykorzystać bloczków z betonu komórkowego które są sporo lżejsze. Wiem że porowata powierzchnia łatwo wciągnie wilgoć z gruntu i łatwo porośnie jakimiś mchami czy porostami, ale to mi nie przeszkadza. Martwię się o ich wytrzymałość, czy nie pęknie taki bloczek, do połowy wkopany w ziemię i resztą długości podtrzymujący ziemię przed osunięciem (siła ścinająca w połowie bloczka chyba tu będzie głównie działać).
Ma ktoś jakieś doświadczenie i może doradzić czy taki plan ma rację bytu? Wkopywał ktoś kiedyś takie bloczki w ziemię?