trzasu pisze:Niby proste no ale ...
U nas, tradycyjnie już, rozwiązania najprostsze najtrudniej wprowadzić.
Vide - winiety...
A jak już jaki urzędnik/urząd zwyczajnie pomyli się wystawiając jaką wadliwą decyzję, to za żadnego boga nie chce/może już jej potem zmienić. Jakby to jacy Marsjanie je wystawiali..
Dziennikarze pokazywali kiedyś sprawę gościa, który przez 2 lata starał się przekonać urzędników w gminie, że na swoich gminnych mapach mają błąd.
Gość mając dużą działkę przez jeden róg której przechodziła linia ŚN, chciał postawić dom na przeciwległym jej końcu. Logiczne. Zresztą tak mu też lepiej pasowało. Złożył o pozwolenie na budowę, załączył wszystko co trzeba, dostał nawet(niełatwo) promesę kredytu na budowę w banku, warunek- pozwolenie.
I dostał odmowę.
Bo wg gminnych urzędników (i ich planu

) w miejscu gdzie chciał postawić dom... przechodzi linia ŚN
I łaskawie poradzili mu , że mogą się zgodzić na postawienie domu po przeciwnej stronie, akurat tam gdzie jest ta linia rzeczywiście..
Pomyłka oczywista. Jeździł chłopina, wyjaśniał, przekonywał, pokazywał zdjęcia. Ba, nawet woził panów gminnych osobiście na miejsce, pokazywał, i... groch o ścianę!
"U nich na mapie jest tu.. i kropka!"
Dwa lata zachodów, pism, interwencji wyżej(zbywanych), bank oczywiście promesę wycofał, i.. nic.
Zdesperowany napisał w końcu o tym cyrku do telewizji (bodaj "Uwaga"). Zainteresowali się. Przyjechali.
Przedstawił sprawę, papiery, oprowadził po terenie, pokazał, pojechali w końcu do gminy.
Szkoda, że nie widzieliście jak szybciutko zmiękła przed kamerą butna pewność siebie tego urzędasa, powinni ją na kierunkach administracji studentom pokazywać.
Pan gminny zaciągnięty na działkę, pod naporem zmasowanego dziennikarskiego ataku wybełkotał w końcu "no tak, widać teraz, że mają oczywisty błąd w mapie (sic!), ze oczywiście poprawią... "
A cholera by go wzięła, przez ubiegłe dwa lata miał zaćmę chyba, i na mszę powinien dać za telewizję, bo wzrok mu wróciła.
Tu oczywiście możemy się (smutno) pośmiać, ale czy to w Polsce (jak często widzimy), dopiero wielkiego szumu w mediach trzeba, żeby logicznie proste, podstawowe sprawy ruszyć z miejsca, krusząc urzędniczy, bardzo często niczym nie uzasadniony upór?
Jeżdżę już 20-parę lat po świecie w interesach, w niejednym obcym, francuskim, niemieckim, szwedzkim, norweskim, nawet amerykańskim urzędzie(w tym celnych) różne sprawy załatwiałem, i mogę powiedzieć tak: Owszem, niektórych nie mogłem załatwić tak jak to sobie wymyśliłem, bo tamtejsze przepisy na to nie pozwalały, ale zawsze dostawałem dokładną odpowiedź co, jakieś propozycje, wskazówki, a często i konkretną pomoc, jak to mogę zrobić zgodnie z ich wymogami. I jeżeli coś było możliwe do zdobycia, to nie było kręcenia nosem, gdybania, okładania tego jakimiś dodatkowymi papierkami, uzależniania od faz księżyca...
Bardzo często najzupełniej wystarczał kontakt zdalny, przez fax, internet, telefon, a dokumenty (oryginały, no bo przecież wiecie jak to u nas...) dosyłali bez żadnego marudzenia pocztą... W jednym francuskim urzędzie to w ogóle byli zdziwieni po co się osobiście fatygowaliśmy "
no przecież są faxy?" (dawno to było, przed internetem), a na dictum, że nam potrzebny oryginał(i to z pieczątkami!) dla polskiego UC, trochę patrzyli z lekkim politowaniem "
no to przecież byśmy dosłali jak trzeba.."
I można tak?
Wybaczcie czarnowidztwo, ale nam do tego jeszcze tak daleko, jak mrówce na szczyt Everestu,
I dopóki się to nie zmieni to mamy marne szanse w konkurencyjnym świecie. My - drobni przedsiębiorcy... Nie mówiąc już o pieniądzach jakie (wszyscy) na tym tracimy.
Uf... ale robić swoje trzeba..
