zdzicho pisze:clubber84 pisze:MlKl pisze:...
Zakłady, przynoszące zyski właścicielowi nie upadają. Stocznie by może też nie upadły, gdyby nie roszczeniowa postawa stoczniowców. W zakłądzie, który przynosi straty pensje zarówno kadry kierowniczej jak i personelu powinny być zredukowane do minimalnych.
I teraz się z Kolegą w zupełności zgadzam.
A ja nie. Zrobisz tak w firmie która ma ciężkie warunki pracy i najlepsi odejdą. Pracuje się wszak dla pieniędzy ,a nie jakiejś idei ,czy nabijania kasy właścicielowi. Taka droga to gwóźdź do trumny firmy. To samo stanie się, gdy tylko warunki zewnetrzne pozwolą gdzie indziej lepiej zarabiać- ludzie odejdą - nie ważne, czy firma prywatna,czy państwowa.
Wiekszosć kolegów - radykałów ,patrzy przez pryzmat swoich - powiedzmy_ przeciętnie prosperujacych firemek. Z tego tytułu czują - , ,,cieżar krzyża".Brak wam jednak szerszego spojrzenia na problem. Dlatego wasze firmy będą ciagle karłowate, bo to nie stocznia je dusi ,ale wasza geszefciarska mentalność i żle zorganizowane państwo.
Kolego clubbert88- coś pokręciłeś.Przewodniczacy zwiazków nie jest od motywowania pracowników . Od tego jest zarząd i kierownictwo. Związki zawodowe majądbać o pracowników ,a nie pracodawcę- od tego są. O pracodawców maja dbać ich związki.
Po pierwsze - to Ty Kolego przekręciłeś mój nick.
Po drugie - jeśli związki zawodowe i pracodawcy mają nawzajem o siebie dbać, to powiedz mi, jak związki zawodowe w Stoczni (i nie tylko) dbały o swojego pracodawcę, skoro ten ogłosił upadłość?!
Czy nie jest dla Ciebie Kolego zastanawiające, dlaczego tutaj współpraca nie przyniosła żadnego wymiernego efektu?
MlKl pisze:
Było nie walczyć z komuną - mieli by jak u pana boga za piecem. Zachciało się demokracji...
To się ma czego się chciało. Problem właśnie ze złogami po komunie, które sobie nie potrafią uświadomić, że władza ludu pracującego skończyła się 20 lat temu.
Ktoś stoczniowcom bronił zawiązać spółkę, zastawić działki, domy, mieszkania, samochody i co tam jeszcze posiadali, wykupić upadły zakład i dalej działać na własną rękę pod światłym przywództwem związkowych bossów?
Tutaj się nieco odniosę do złogów pokomunistycznych...
Kilka lat temu (kiedy jeszcze mieszkałem i pracowałem w swojej rodzinnej miejscowości) czytałem artykuł w "Głosie Szczecińskim", jak to na początku lat 90' nowy właściciel jakiegoś "popegeerowskiego" zakładu, zwołał zebranie wszystkich pracowników jacy tam w danej chwili pracowali.
Ogłosił, że zostaną wszyscy jeśli zaczną ze sobą współpracować na zasadzie współwłaścicieli - dawni-przyszli pracownicy mieli się dołożyć do kapitału zakładowego, aby ten nie kończył jak jemu podobne i zaczęli produkcję płodów rolnych i pogłowia hodowlanego.
Ci ludzie wzięli kredyty, aby móc dalej pracować tam, gdzie do tej pory, tylko teraz byli świadomi tego, że naprawdę mają dużo do powiedzenia w kwestii zarządzania przedsiębiorstwem, byli przecież współwłaścicielami. Harowali ciężko i w pocie czoła łącznie z prezesem, aby zakład zaczął przynosić zyski (nie tylko prezesowi, ale także im samym w postaci np. dywidend).
I wiecie, co było najprzyjemniejszą informacją w tym artykule?
To, że po jakimś czasie mieli na wyłączność produkcję jakiejś odmiany ziemniaka dla zakładu produkcyjnego z Niemiec

I pewnie zadacie pytanie,
czy tutaj były jakieś związki zawodowe?
Nie, nie było żadnych związków. Kiedy w innych zakładach strajkowali, Oni pracowali.
Ot i cały sekret.
Czy nie można właśnie w ten sposób budować swojego bogactwa?
Pozdrawiam