Po części trochę dedykacja dla kolegi MIKIEGO

http://infra.org.pl/nauka/natura/1325-k ... oluje-wiat
Zapewne jakość żywności spada, bo krowy nie chodzą obsrane.Nie mówię już o różnych wymogach sanitarno-higienicznych. Gdy człowiek ma dwie, trzy krowy, nie będzie przecież wykładał obory płytkami i kupował sprzętu do dojenia! Przez wieki dojono ręcznie, a teraz nagle okazało się, że jest to szkodliwe? Z roku na rok spada jakość żywności.
Każdy produkował dla siebie i wszystko było lokalne - wspomina założycielka Międzynarodowej Koalicji dla Ochrony Polskiej Wsi (ICPPC). - Na miejscu znajdował się szewc, kowal, piekarz. Do pani Hani szło się po jajka, do pani Oli po chleb… Funkcjonował też świetnie zaopatrzony wiejski sklepik. Jego asortyment bez najmniejszej przesady dałoby się przyrównać do obecnych sklepów ekologicznych. A wówczas tak wyglądał standard. Żyło się również inaczej niż dzisiaj. Gospodarstwa były samowystarczalne, należało przy tym pomagać rodzicom. Takie dzieciństwo dało mi mocny fundament w dorosłej egzystencji. Dzisiaj nie wyobrażam sobie lepszego miejsca do wzrastania dla dziecka niż małe gospodarstwo działające zgodnie z cyklem przyrody. Miłość do natury, do zwierząt pojawiała się tam w sposób naturalny.
Pitsa, weź się czymś ciężkim w łeb pieprznij, może Ci pomoże.pitsa pisze:"Tańsze" to mechanizm działania świata opanowanego przez korporacje, w którym jednostka nie jest przywiązana do lokalnej społeczności i bez korporacji sama sobie w życiu nie poradzi.
"Tańsze" to układ polegający na zniewoleniu ludzi i wmówieniu im, że najważniejsze to zdobyć jak najwięcej pieniędzy (głównie żeby przetrwać i umrzeć w miarę godnie). Zarabiaj jak najwięcej. Gdy pomimo wysiłków nie udaje się zarobić trzeba oszczędzać na wszystkim akceptując coraz gorszej jakości produkty.
W artykule chodzi o to, że świat może opierać się na zupełnie innej ekonomii. Ekonomii lokalnej samowystarczalności i godnego życia gdzie oprócz zdobywania i posiadania różnych produktów jest jeszcze inny człowiek - rodzina, sąsiedzi, znajomi. Warto się nad tym właśnie zastanowić.
Każdy produkował dla siebie i wszystko było lokalne - wspomina założycielka Międzynarodowej Koalicji dla Ochrony Polskiej Wsi (ICPPC). - Na miejscu znajdował się szewc, kowal, piekarz. Do pani Hani szło się po jajka, do pani Oli po chleb… Funkcjonował też świetnie zaopatrzony wiejski sklepik. Jego asortyment bez najmniejszej przesady dałoby się przyrównać do obecnych sklepów ekologicznych. A wówczas tak wyglądał standard. Żyło się również inaczej niż dzisiaj. Gospodarstwa były samowystarczalne, należało przy tym pomagać rodzicom. Takie dzieciństwo dało mi mocny fundament w dorosłej egzystencji. Dzisiaj nie wyobrażam sobie lepszego miejsca do wzrastania dla dziecka niż małe gospodarstwo działające zgodnie z cyklem przyrody. Miłość do natury, do zwierząt pojawiała się tam w sposób naturalny.
No właśnie, to jest ta idealna miłość bliźniego bez szacunku do innego człowieka odpowiadająca rządzącym światem opartym na "złudnej taniości" i wszechobecnych regulacji.tuxcnc pisze:Pitsa, weź się czymś ciężkim w łeb pieprznij
Podpisuje sie oburacz.pitsa pisze:...W artykule chodzi o to, że świat może opierać się na zupełnie innej ekonomii. Ekonomii lokalnej samowystarczalności i godnego życia gdzie oprócz zdobywania i posiadania różnych produktów jest jeszcze inny człowiek - rodzina, sąsiedzi, znajomi. Warto się nad tym właśnie zastanowić.