Ja bardzo dawno temu używałem rzepakowego, potem jednak tylko lnianego - jest wyraźnie lepszy (według mnie), choć dużo szybciej schnie. O łoju/słoninie wiem, ale prawie nie używałem... bo czyszczenie gorsze niż po oleju. No i myszy oleju nie chlają, przynajmniej moje
Do każdego gwintowania używałem więc od dziesięcioleci lnianego, ale kiedyś musiałem zrobić kilkaset gwintów wewnętrznych, chyba M10 albo M9x0,75 w stali kwasoodpornej; jak zwykle zacząłem rutynowo grzać z lnianym, zwykle zdawał egzamin.
Ale nietani gwintownik wytrzymywał 5, może 10 gwintowań i tępił się, zaczynał rwać gwint.
Musiałem poszukać czegoś innego i wtedy odkryłem TEREBOR, kupiłem na próbę.
Od tego momentu np. 40-50 gwintowań jednym gwintownikiem stało się normą - może i są lepsze środki, ale TEREBOR jest niemalże doskonały. W "trudnych" materiałach co najmniej kilka razy wydłuża żywotność narzędzia, gwintownika czy narzynki.
Nie lubi gorąca, bo zasadniczo przeznaczony jest do obróbki na zimno, ale czasem używam przy toczeniu (szczególnie do cięcia gwintów) i frezowaniu (np. do piłki), bywa, że jest trochę dymu ale pomaga wydatnie.
PS: Prawie wszystkie do tej pory złamane gwintowniki to była moja wina - nie chciało się ruszyć tyłka po puszkę z olejem. Raz czy dwa musiał być nadpęknięty i dlatego się ukruszył. I rzeczywiście, najczęściej strzelały mi M4
PSII: Co do usuwania złamasów - trzeba zaznaczyć, że są oczywiście różne przypadki kwalifikujące się do różnych metod - jak do tej pory udało mi się zawsze usunąć resztki. Duże jest zdecydowanie łatwiej usunąć niż M3 czy M4.
Po kilkunastominutowym rytualnym ryczeniu klątw, słaniu sobie samemu głupich ku...w, h..w, kut...w

zaprzęgałem do roboty DREMEL-a z diamentowymi trzpieniami, końcówki protetyczne, pobijaczki i przecinaczki z SW, cuda-niewidy i jakoś te złamasy wychodziły.
Ale opiszę szczegółowiej jeden sposobik, nierzadko był użyteczny, szybki a prosty - zadziała jeśli gwintownik w otworze jest w miarę równo, a nie skosem ułamany.
Trzeba sobie wyszlifować DREMEL-em i tarczką do cięcia specjalny (a jakże

) "wykrętak" trójpalczasty z gwintownika tego samego rozmiaru co złamany. Dobrze jest wybrać taki z głębokimi rowkami wiórowymi - jeśli są płytkie, można/trzeba je nieco pogłębić.
Następnie obciąć gwintownik prostopadle i oszlifować jego zęby tak, by wchodził do otworu ze złamańcem - bez specjalnego luzu.
Krok następny - cienką tarczką precyzyjnie wyszlifować na czole gwintownika (tym obciętym miejscu) trzy płytkie rowki, które jakby połączą ze sobą istniejące boczne, wzdłużne rowki wiórowe.
To utworzy jakby trzy mikro-palce, które mają za zadanie "wejść" w rowki wiórowe złamanego kawałka i wtedy z użyciem pokrętła można próbować go delikatnie poruszyć, lekko naciskając w obu kierunkach. "Palce" trzeba dopasować lekkimi dotknięciami tarczki, aby weszły tam gdzie mają wejść. Jeśli złamas drgnie, na 99% jest "nasz"- ale działać trzeba delikatnie, z dużym wyczuciem, nic na siłę.
WAŻNE: Nie wykręcać na sucho (tak jak się zaczęło gwintować

), tylko dać do otworu kroplę oleju lnianego, ma bardzo dobre właściwości smarne, jest "śliski". Na sucho będzie d...a.
PSIII: W planach mam prymitywną elektrodrążarkę do usuwania takich rzeczy, materiały jakieś pościągałem (schematy i podstawowe elementy mechaniczne), tylko porcji niezbędnego na pracę czasu nie mogę znikąd "ściągnąć"...