Dlatego tym bardziej trzeba wybadać grunt, odwiedzić sprzedawcę, zobaczyć jak wykwalifikowana była obsługa, co z maszyną robiono, ocenić ślady po kolizjach. I tu jest problem, gdy odległość to 1500km i trzeba wynająć hotel w Niemczech

Warte świeczki tylko przy dużym prawdopodobieństwie dobicia targu.
Tak, mnie, jako Polakowi, też trudno takie postępowanie zrozumieć, że najcenniejszym elementem jest czas, a nie kawał zamortyzowanej, starej obrabiarki.
Bo w Polsce cena pracy jest niska i nawet w bogatych firmach płace są dostosowane do reszty otoczenia, czyli niskie. Jeśli ktoś zarabia na rękę 20 tysięcy na przykład, to ma inną perspektywę pojmowania kosztu czasu pracy niż taki który zarabia 4 tysiące. Gruntowny przegląd i dopieszczenie obrabiarki może zająć jednej osobie spokojnie miesiąc czasu. I zupełnie co innego gdy to będzie znaczyło 4 tysiące, czyli prawdopodobnie mniej niż konieczne części zamienne i materiały a co innego gdy 20 tysięcy, czyli na przykład połowa kosztów nabycia tego ustrojstwa.
Dlatego na zachodzie pewnych rzeczy się nie naprawia mimo że jest to jak najbardziej możliwe. Tylko wymienia całe podzespoły. Modułowość jest podyktowana właśnie przez koszty pracy. U nas odwrotnie. Ktoś ślęczy nad płytką sterownika 2 dni bo w życiu przez 2 dni nie zarobi na nową. Po prostu różne światy. Ale powoli to się zmienia.