Tąpnięcie nie jest wtedy, kiedy mieszkań nie można kupić bo są za drogie, tylko wtedy kiedy kupiłeś drogie mieszkanie i płacisz za nie drogi kredyt a rynkowa wartość tego mieszkania jest mniejsza i nie da się go sprzedać bez dużej straty. I to nas prawdopodobnie czeka, przynajmniej w Polsce. Bo nieruchomości są znowu mocno nadmuchane a było to możliwe z powodu bardzo dobrej koniunktury ostatnich lat i sporej ilości wirtualnego pieniądza na rynku. Koniunktura się skończy i nieruchomości prawdopodobnie zaczną tanieć. Kredyciarze znowu zostaną z kosztami, jak to miało miejsce 12 lat temu. Dla niezorientowanego obserwatora efekt jest taki, że nagle na wielu ogrodzeniach i elewacjach pojawiają się ogłoszenia o tym że nieruchomość jest do kupienia albo została przejęta przez bank. Jeszcze takiej sytuacji nie ma, ale jesteśmy w jej przededniu, wszystko na to wskazuje.
Obecne problemy gospodarcze są nieco inne niż wcześniejsze. Gwałtownie przybywa ludności świata i co gorsza gwałtownie zwiększa się procent tej ludności który aktywnie uczestniczy w podziale dóbr. Czyli coraz mniej jest dla Europejczyka w ogóle i to wyraźnie mniej, z trendem spadkowym którego nie da się zatrzymać. Kolejny problem to walący się klimat, zniszczona przyroda i konieczność realizacji bardzo kosztownych działań, które temu będą przeciwdziałać. Znowu mniej zostanie do podziału dla obywateli. Te różnice powodują, że trudno przewidzieć, zamodelować, co się stanie i jak to się potoczy.
Same rządy populistów to rzecz z historii świetnie znana i cyklinie występująca. Wcześniej zwykle kończyło się to jakąś wojną. Ostatnio na Bałkanach, wcześniej była globalna II WŚ.
Znaleziono 2 wyniki
Re: B2B
Płace powinny zmieniać się (rosnąć) zgodnie z regułami rynku a nie wskutek trzęsienia ziemi wywołanego pierdnięciem starego kawalera stojącego nad grobem, którego skutki jego własnych pomysłów nie dotyczą.
Polska jest krajem siły roboczej. Pełnimy funkcje usługową a nie jesteśmy kreatorami trendów, zapotrzebowań, technologii. Mamy względnie dużą produkcję przemysłową, ale jako podwykonawcy albo podwykonawcy podwykonawców. Spływa do nas niewielki procent zysku końcowego. Jesteśmy tyle warci na ile opłaca się z nami współpracować jako tanimi wykonawcami. Biedniejsi i gotowi na większe poświęcenia czekają i zacierają rączki na takie pomysły, jak skokowy wzrost kosztów produkcji w Polsce.
Paliwo mamy drogie i prąd też, tak jak na zachodzie. Ale ogólnie życie jest bardzo tanie w porównaniu z zachodem. Jeśli na rynku pojawi się więcej pieniędzy, to wszystkie ceny wzrosną i żyć się będzie tak samo przy relatywnie nieco tańszej jedynie benzynie i niektórych produktach przemysłowych. Ale może zmniejszyć się, i prawdopodobnie do tego dojdzie, ilość miejsc pracy. Zwiększy się ilość ludzi pobierających wszelakie zasiłki a więc znowu wzrośnie obciążenie grupy produkcyjnej.
Uważam że sztuczne windowanie płac jest prostą drogą do zwiększenia bezrobocia. Bo biznes sobie zawsze poradzi, zawsze znajdzie wyjście i ostatecznie wyjdzie na tym do przodu. Pracownicy niekoniecznie. Zawsze można ludzi zatrudnić na pół etatu i kazać im zrobić w tym czasie tę samą pracę. Bo te rynek pracownika to legenda. Znalezienie dobrej pracy na etacie graniczy z cudem.
Przez kryzys finansowy 2008 roku przeszliśmy jako kraj obronną ręką właśnie z powodu niskich kosztów i elastycznego kursu PLN/EUR. Na zachodzie ludzie tracili pracę a u nas powstawały nowe miejsca pracy. I tym się PIS szczycił, że to ich zasługa. Teraz proponują dokładnie odwrotny zabieg - sztuczne wyrównywanie cen do zachodu. Gdzie tu logika? Oczywiście logiki brak a właściwe jest jeden powód - naobiecywać żeby wygrać wybory i tym samym przedłużyć o 4 lata immunitet dla siebie.
Polska jest krajem siły roboczej. Pełnimy funkcje usługową a nie jesteśmy kreatorami trendów, zapotrzebowań, technologii. Mamy względnie dużą produkcję przemysłową, ale jako podwykonawcy albo podwykonawcy podwykonawców. Spływa do nas niewielki procent zysku końcowego. Jesteśmy tyle warci na ile opłaca się z nami współpracować jako tanimi wykonawcami. Biedniejsi i gotowi na większe poświęcenia czekają i zacierają rączki na takie pomysły, jak skokowy wzrost kosztów produkcji w Polsce.
Paliwo mamy drogie i prąd też, tak jak na zachodzie. Ale ogólnie życie jest bardzo tanie w porównaniu z zachodem. Jeśli na rynku pojawi się więcej pieniędzy, to wszystkie ceny wzrosną i żyć się będzie tak samo przy relatywnie nieco tańszej jedynie benzynie i niektórych produktach przemysłowych. Ale może zmniejszyć się, i prawdopodobnie do tego dojdzie, ilość miejsc pracy. Zwiększy się ilość ludzi pobierających wszelakie zasiłki a więc znowu wzrośnie obciążenie grupy produkcyjnej.
Uważam że sztuczne windowanie płac jest prostą drogą do zwiększenia bezrobocia. Bo biznes sobie zawsze poradzi, zawsze znajdzie wyjście i ostatecznie wyjdzie na tym do przodu. Pracownicy niekoniecznie. Zawsze można ludzi zatrudnić na pół etatu i kazać im zrobić w tym czasie tę samą pracę. Bo te rynek pracownika to legenda. Znalezienie dobrej pracy na etacie graniczy z cudem.
Przez kryzys finansowy 2008 roku przeszliśmy jako kraj obronną ręką właśnie z powodu niskich kosztów i elastycznego kursu PLN/EUR. Na zachodzie ludzie tracili pracę a u nas powstawały nowe miejsca pracy. I tym się PIS szczycił, że to ich zasługa. Teraz proponują dokładnie odwrotny zabieg - sztuczne wyrównywanie cen do zachodu. Gdzie tu logika? Oczywiście logiki brak a właściwe jest jeden powód - naobiecywać żeby wygrać wybory i tym samym przedłużyć o 4 lata immunitet dla siebie.