Spokojna praca:
Przychodzi sobie delikwent do pracy, kawka na dzień dobry, poplotkować jeszcze też trzeba. Bierze zlecenie pierwsze z brzegu. Robi sobie program, parametry... A luz, da się 50% i niech to sobie spokojnie idzie, zdrzemnie się w międzyczasie, trochę neta poogląda, nadgodzinki jeszcze wpadną. Optymalizacja programu? A co to znaczy? Druga maszyna? No nie... łoś jest żeby tyrać za dwóch? Gratowanie też robi kto inny, po co się męczyć.
Wydajna robota:
Początek zmiany kawka

Druga maszyna - zlecenie o podobnym czasie obróbki (praca na zmianę), bądź z goła odmiennym (na jednej krótkie czasy obróbki przy których się stoi, na drugiej długie). Gratowanie? Jak się da, ale bez spiny.
Przegląd kolejnych usług, w wolnej chwili można uzbroić narzędzia, nawet program ogarnąć. Chłodziwo też można uzupełnić jak maszyna w ruchu a nie czekać aż się zatrzyma. Wszystko zrobione? To miotła w rękę, nie ugryzie.
Tylko trzeba mieć maszynę "sparowaną" z głową, ciągły nasłuch i podgląd na obciążenia wskazany.
Tak ogólnie ująłem moje przemyślenia. Pracowałem na CNC w różnych środowiskach ludzi i takie mam obserwacje.
Podejście do pierwszego przykładu niestety dotyczy większości operatorów z którymi miałem do czynienia.
Czy zawsze robię na dwóch/więcej maszynach na raz? Oczywiście że nie, ale kiedy się da to tak.