A nie można najpierw po prostu zapiąć w uchwyt kawałek wałka żeliwnego i przetoczyć? Od razu wyjdzie, czy tokarka ciągnie stożek, czy robi "beczkę" jeśli średnica jest różna w różnych miejscach. Tak, bez konika trzeba przetoczyć, płytka z narożem 0,4 do toczenia dokładnego i sporo wiemy.
Sprawdzanie na czujnik ma sens, ale może niewiele dać, jeśli okaże się, że jest luz na łożyskach i wrzeciono będzie odpychane przy toczeniu. A przetoczenie wałka uwzględnia odpychanie noża. No właśnie, każdy zaczyna remont tokarki od prowadnic, a czasem dużo daje wyprowadzenie wrzeciona.
A co do prowadnic, to często sporo daje po prostu ich przeskrobanie. I to nie jest jakaś bardzo trudna robota. Wystarczy płaszczyzna odniesienia (oczywiście raczej listwa, niż płyta traserska), tusz, no i skrobak. Nawet, jeśli minimalnie zostanie zmieniony kąt, to po skrobaniu i tak jest lepiej, niż przed.
Odradzałbym frezowanie, czy szlifowanie prowadnic. Przy takich obróbkach ubytek prowadnicy jest na tyle duży, że musisz dać podkładki, żeby to zniwelować. Jeśli tego nie zrobisz, suport "opadnie" na prowadnicach i dotychczasowe osie wałków, czy śrub napędowych nie będą pasować. Ale samo poskrobanie prowadnic, kiedy zdejmujemy setki, nie powinno zaszkodzić, a pomóc.