Jak ktoś się pyta na co ma zwrucić uwagę, to znaczy że na nic nie zwraca uwagi, więc po cholerę się pyta ?
Niestety ta zasada działa i okazuje się, że tłumaczenie czegokolwiek autorom błędów ortograficznych jest syzyfową pracą.
Z nielicznymi wyjątkami, bo dysleksja naprawdę istnieje, ale w większości przypadków byki ortograficzne są wizytówką lenia i ignoranta.
Taki klient zadaje dużo pytań, ale w istocie odpowiedzi go nie interesują, bo jakby go interesowały, to by w Google poszukał zamiast ludziom dupę zawracać.
A teraz możecie już z czystym sumieniem tłumaczyć autorowi wątku co to jest guma i z czego się ją robi ...
.