Kiedyś - nie tak znowu dawno temu - montowałem maszynę laserową w fabryce bardzo poważnego zachodniego koncernu w Polsce. Kilka tysięcy zatrudnionych ludzi tylko w tej jednej fabryce i kilkadziesiąt tysięcy na świecie. Kilka milionów Euro wartości dziennej produkcji. Samych behapowców tam mieli siedmiu czy ośmiu. Kiedy przyjechaliśmy uruchamiać maszynę dyrektor techniczny nagle zauważył, że wszyscy behapowcy, co do jednego zapadli się pod ziemię. Zwolnienia, urlopy, wyjazdy i takie tam.



Musieliśmy wrócić po tygodniu i zaczęło się udowadnianie behapowcom, że są bezmózgimi kretynami, którzy naoglądali się Gwiezdnych Wojen i myślą że laser (100W) strzela jak działo przeciwlotnicze i kiedy pracuje to wszyscy na hali powinni się natychmiast chować za stalowymi lub ołowianymi osłonami.
Dawno się tak nie ubawiłem, kiedy pokazałem matołom, że laser tnący materiał jak masło na 50% mocy jednocześnie nie robi najmniejszego wrażenia na gazecie położonej pół metra niżej choćby "walił" w nią z całą mocą przez kilka minut.
Szkoda, że nie wolno było filmować
