Kiedy jeszcze bylem w zawodówce, mieliśmy w klasie tokarzy dwa "rodzynki", skądinąd bardzo sympatyczne koleżanki, ale o wielkim "talencie do mechaniki"


Któregoś dnia na zajęciach w warsztatach szkolnych w dziale tokarek, instruktor znając ich talenty dał im proste zadanie - kazał im na zmianę (obydwu na jednej tokarce) wiercić z konika wiertłem (bodaj 17-tką czy 19-tką )otwory w krótkich tulejkach. I gdzieś w międzyczasie poszedł. Dziewczyny miały maszynę w 2 rzędzie za moją, w pewnym momencie czuję charakterystyczny swąd spalonego metalu, i jakiś dziwny pisk gdzieś za mną. Oglądam się.... a tam obie! na 4 ręce kręcą z zawziętymi minami pokrętłem konika, a na styku wiertła z materiałem dosłownie kapie dużymi kroplami stopiony metal !


Pierwszy i ostatni raz w życiu coś takiego widziałem...


Koleżanki zawodówkę jakoś dokończyły, razem ze swoją "przemysłową" edukacją (o ile mi wiadomo), no ale to "stare czasy" były...
