
Od grudnia jestem szczęśliwym, acz trochę sfrustrowanym posiadaczem TSA-16. Tokarka wydawała się być na pierwszy rzut oka dosyć ciekawą opcją - nowy silnik, falownik, imak szybkozmienny, tulejki zaciskowe, komplet kół zmianowych, kieł obrotowy, uchwyt wiertarski i kilka innych bzdet.
Facet twierdził, że łożyska są nowe, no i że występuje bicie promieniowe, którego nie da się zlikwidować. Po wielu bojach udało się - tarcza zabierakowa nie siedziała należycie na stożku wrzeciona, a po wyjęciu wrzeciona żeby ustawić kąt na czujnik żeby dorobić nową wyszła moja największa obawa - kompletnie zarżnięta panewka. Całe szczęście, że pracuję z doświadczonym tokarzem, który opanował mi wszystkie te niedociągnięcia. Wrzeciono niestety też dostało przy okazji panewki - poszło na szlif, wymiar zaniżony o 0.1mm i o tyle jest teraz mniejsza średnica panewki.
Po zatoczeniu flanszy już na mojej maszynce uchwyt siedzi równo, bicie szlifowanego wałka fi30 zmalało z 0.2 do 0.01mm. Można powiedzieć, że ładny trupek dostał drugie życie. Jedna rzecz która została do ogarnięcia, to przełącznik obrotów L/P. Poniżej galeria z reanimacji





