#54
Post
napisał: jasiu... » 11 mar 2018, 08:54
W Polsce jest inspekcja pracy. W Niemczech masz Gewerbeaufsicht i Berufsgenossenshaften. Nie w wszystkich firmach działają związki zawodowe. W firmie, gdzie ja pracuję (ok. 300 osób) IG Metal nie ma. Oczywiście jest Rada Pracownicza.
Gewerbeaufsicht to instytucja państwowa, kontrolująca bezpieczeństwo pracy. Ot, czy na przykład pracownik nie pracował więcej, niż 10 godzin dziennie. A tak, liczba nadliczbowych jest ograniczona. Berufsgenossenshaften są instytucjami, w których ubezpiecza się pracodawca. I one sprawdzają, w jakich warunkach pracownicy pracują, bo jak jest np. wypadek, to one, jako ubezpieczyciele, ponoszą koszty leczenia, czy odszkodowań. Jeśli pracodawca nie zapewnia bezpiecznych warunków, to Berufsgenossenshaft zrywa z nim umowę ubezpieczeniową, czyli pracodawca teoretycznie powinien na własną odpowiedzialność prowadzić działalność. Ot dokładnie tak, jakby nie wykupił OC na samochód, który nie przeszedł przeglądu. Może takim jeździć?
W Polsce nie ma tej drugiej instytucji. Nie ma obowiązku wykupywania "OC" przez pracodawców. Stąd państwowe służby kontrolują, jak chcą, bo nie mają żadnego zysku w zwracaniu uwagi na zagrożenia.
W Niemczech wszystkimi sprawami, dotyczącymi wynagrodzeń i stosunku pracy zajmują się sądy. Nie interesują te sprawy inspektorów, choć badają oni, czy wynagrodzenia nie są mniejsze od minimalnych. Od tego roku pracodawca ma obowiązek przedstawić siatkę wynagrodzeń, jaka obowiązuje na danym "gnieździe", czyli np. jakie stawki mają tokarze (bez nazwisk oczywiście).
To nie jest tak, że pracodawcy są zawsze uczciwi. Szczególnie korzystający z pracowników wynajmowanych (Leihfirm) "kombinują". Tylko że każdy pracodawca zna granicę, co mu się opłaca. Jeśli zmniejszają mu się zlecenia, a on nie chce tracić skompletowanej załogi, może wprowadzić tzw. Kurzarbeit. Wtedy pracownik pracuje krócej, a za czas gotowości do pracy płaci pracownikowi urząd pracy. Czyli cztery, trzy, a nawet jeden dzień w tygodniu na koszt pracodawcy, reszta na koszt państwa, takie uzupełnienie pensji. Pracodawcy nie opłaci się kombinować, bo fachowcy od niego uciekną.
Czemu podobnych rozwiązań nie ma w Polsce? Czemu wypadki przy pracy nie są "finansowane" z dodatkowego ubezpieczenia firmy? Czemu nie ma innych rozwiązań, zabezpieczających pracodawcę? Komu się opłaci tolerowanie u pracownika ponad stu godzin nadliczbowych w miesiącu?
No właśnie, przecież rządy się ponoć w Polsce zmieniają, a wszystkie tolerują ten sam system prawny.