#20
Post
napisał: MlKl » 05 cze 2015, 12:15
Z rządzeniem jest jak w rodzinie - jak tata wróci pijany z wypłatą i pół rozda dzieciom w ramach nadzwyczajnego kieszonkowego, to potem zarządzająca domowym budżetem matka ma problem z tłumaczeniem, dlaczego na obiad wciąż zacierkowa, a na nowe buty nie ma co liczyć...
Rząd musi się przede wszystkim wywiązać ze zobowiązań. Próba odebrania nadmiernych przywilejów zawsze się kończy wrzaskiem opozycji i obdartych z przywilejów. Na zaspokojenie owych nadmiernych przywilejów rząd musi zebrać pieniądze od tych, co je faktycznie wypracowują, czyli tworzą wartość dodaną.
Jednak dziś mamy chorą sytuację, bo główny ciężar podatku dochodowego leży na plecach najmniej zarabiających pracowników. Nierobom należy się jak psu micha cały szereg zasiłków i zapomóg. Podjęcie byle jakiej pracy ucina wszelkie przywileje nieroba, i od razu obciąża go daniną na innych nierobów. W efekcie musi ciężko pracować nie poprawiając specjalnie swego statusu materialnego.
Brak strefy buforowej, w której obywatel który jest w stanie na siebie zapracować nie będzie musiał płacić danin dopóki jego przychód nie przekroczy przynajmniej progu minimum egzystencji.
Ale żeby to wprowadzić, trzeba wskazać, skąd wziąć pieniądze, żeby załatać powstałą w budżetach państwa i ZUS dziurę - bo zobowiązania państwa się przez to nie zmniejszą.
Duda obiecując po 500 zł na dziecko zapomniał powiedzieć, skąd weźmie na to pieniądze - a to jest podstawa każdej decyzji o zwiększeniu rozdawnictwa. Rząd Kaczyńskiego się przewrócił, bo nie potrafił dopiąć budżetu po obniżce składek na ZUS i niektórych podatków. PO go spięła, ponosząc VAT. Podnieść coś musiała, bo nie może powiedzieć emerytowi, czy nauczycielowi, że nie ma dla niego pieniędzy.