A mam technika lotnictwa, co go spawac uczyli... korespondencyjnie. Mial w sumie 160 godzin na migomacie, z czego sie okazalo bylo 80 godzin dydaktycznych gdzie nauczyciel pokazywal im jak sie spawa (ich 6 przy robocie), a na koniec te pozostale 80 godzin ciachali wspolnie w szesciu. I sufity bohatersko jechali.
Tak bohatersko ze jak zobaczylem hefty to mnie groza zdjela.
Wiem ze moge takiego szkolonego za 7 tys pln "spawacza" nadrobic dajac mu kosmicznie skomputeryzowana spawarke, co odwala korekte za drzaca reke. Tylko ze ja te maszyne kupilem po to zebym mogl pospawac "tam gdzie wzrok nie siega". Jesli Roznice w wyksztalceniu spawacza wynoszaca 7 do 150 tys pln mam uzupelniac maszyna za 50 tys pln, ktora musze wymienic co dwa lata bo sie zuzyje, a spawacz na niej sie najwyzej rozleniwi, bo spawac na pewno nie nauczy tego co ona za niego odwala, to po dwoch latach ma dalej zero praktyki. I co najwyzej spaprane od zarania odruchy.
I jak mu dam normalna spawarke, gdzie sa nastawy z reki, a nie ze komputerek sobie w biegu sam na podwojnym pulsie poprawi to przeciez noz sie w kieszeni otwiera.
Do tego ta maszyna bezczelnie zlopie najmniej 20 litrow gazu niezaleznie co jedzie, bo inaczej ni da spawac i tyle.
I pozytek z tego taki, ze on dalej jak nic nie umial to nic nie umie.
Jesli dzis mialbym wybierac gdzie sie uczyc, a wybor przeciez jest, to marnujac tyle czasu na nauke chcialbym za to jakies kwalifikacje jednak.
Bo to moj czas, i jak juz mam sie uczyc to skutecznie.
Ale jak tak dalej pojdzie to wszystko trzeba bedzie zastapic "spawarkami CNC"

A guzikowy od tego bedzie uczony "na sucho"

I bedzie tu podforum "jak zbudowac Kuka co spawa".