Widzę, że zrobiłem małe zamieszanie. To była taka mała dygresja, a widzę że kij w mrowisko.

Ja miałem dobrego nauczyciela od fizyki. Stary nie jestem, ale jeszcze mnie fizyki uczył fizyk. Ale już moją młodszą o 4 lata małżonkę, fizyki uczył matematyk. Szwagra - wf-ista (brak etatów) i takich przypadków znam wiele. Jaki jest efekt? dla tych ludzi fizyka to nudy: wkuwanie na pamięć, bezsensowne wzory i zadania jak na matematyce tylko bez danych. Dla mnie fizyka to ciekawe doświadczenia i eksperymenty opisy zjawisk, które wcześniej wydawały się magiczne. Stąd wielu ludzi w moimi mieście nie może zrozumieć jak to możliwe, że (kilkanaście lat temu) młyn eksplodował jakby był w nim skład amunicji (zostały tylko fundamenty). Do tej pory są tacy co twierdzą, że właściciel dla odszkodowania sam wysadził młyn w powietrze, podkładając ładunek wybuchowy (może i "pomógł", ale oni pukają się w głowę jak im mówię, że to mąka tak może się zapalić). Podobnie u mojego ojca w robocie. Dwóch palaczy na nocnej zmianie w kotłowni postanowiło przeciąć sobie palnikiem beczkę po ropie na pół. Godzina 3, jak u ciebie tylko efekt tragiczny - jeden miał pęknięte oba bębenki, a drugi wbity w klatę boczny dekiel.
To nie jest wina nauczycieli, ale tego że oszczędzamy na nauce. Dyrektorowi wydaje się, że matematyk może nauczyć fizyki. Przecież to podstawówka, niski poziom. Muzyka to już w ogóle nie potrzebna, a potem: skąd te problemy z językami obcymi? Plastyka, technika - szkoda czasu i pieniędzy na fachowców i szkolimy społeczeństwo bez kreatywności, a może władzy o to chodzi

Kiedyś reżim motywował do myślenia, ale teraz jak wszystko jest, więc... ale sorry za ten spam, jakoś mnie tak poniosło
