#22
Post
napisał: MlKl » 07 lip 2014, 09:00
Komuna to był system gospodarki planowej - jak najwyższe gremium zaplanowało, że startujemy w rajdzie Paryż-Dakar, to startowaliśmy. A jak nie zaplanowało produkcji odpowiedniej ilości papieru toaletowego, to podcieraliśmy tyłki Trybuną Ludu. Pytanie za dziesięć punktów i mydełko - które z powyższych było dla szarego obywatela ważniejsze?
Wbrew potocznemu mniemaniu komuna nie zniszczyła przemysłu w Polsce. Wręcz przeciwnie - ona go od podstaw zbudowała po wojnie. Problem w tym, że budowała go wedle swoich zasad, całkowicie odmiennych niż w normalnym świecie stosowano. Tamten system nie cierpiał innowacyjności, wynalazczość sprowadzała się do kopiowania ukradzionych na zachodzie technologii. Promowano i premiowano pracę fizyczną, umysłowa była z natury podejrzana, i z reguły dużo mniej płatna niż fizyczna.
Po zmianie systemu i otwarciu granic na konkurencję z zachodu pokomunistyczny przemysł nie miał szans. Od samego początku nie był nastawiony na jakąkolwiek konkurencję, cierpiał na kosmiczne przerosty zatrudnienia oraz na niemożliwość jakiejkolwiek sensownej restrukturyzacji. To ostatnie ze względu na mentalność wychowanych w komunie pracowników.
I ta właśnie mentalność odbija nam się czkawką nawet w ćwierć wieku po upadku komuny.
Kolega gregor 1975 z taką pogardą wypowiadający się o moich zajęciach jest tu typowym przykładem postkomunistycznego myślenia. Od kilkunastu lat jestem na emeryturze - nie na tej zusowskiej, a na mentalnej. Nie walczę o imperia, nie mam ochoty budować wielkiej firmy. Pracuję tylko tyle, żeby starczyło na godziwe życie i uprawianie rozlicznych hobby. Jednym z tych hobby jest dłubanie w wiatrówkach, innym - budowa maszyn CNC. Moje hobby się zazwyczaj samofinansują, więc nie muszę się ubiegać o dotacje unijne, pożyczać na życie w Providencie też nie muszę. Kiedyś byłem współwłaścicielem dużej firmy, zatrudniałem prawie setkę pracowników. Jeszcze wcześniej sam byłem pracownikiem. Temat mentalności postkomunistycznego pracownika znam niejako od podszewki.
Taki mentalny postkomuch nie pojmuje, że praca sama z siebie nie ma żadnej wartości. Dopiero sprzedaż jej efektów przynosi zysk. Godziny pracy, włożone w budowę maszyny CNC, nie są zmarnowane, bo efektem tego jest możliwość przerobienia np kilkunastu centymetrów pozyskanego na złomie za grosze wałka stalowego na detal wart kilkadziesiąt czy kilkaset złotych. Godziny pracy i nauki programowania i tworzenia stron WWW skutkują umiejętnością stworzenia strony WWW, dzięki której mam zamówienia na takie detale.
Dlatego, choć życie mam wypełnione pracą, większość czasu spędzam na uprawianiu swoich hobby, na życie zarabiam pracując średnio po kilkanaście minut dziennie. I daje mi to sporo więcej, niż średnia krajowa... Dzieje się tak, bo jestem jednocześnie swoim pracodawcą i pracownikiem. Sam jestem swoim działem marketingu i handlowcem. Praca, jaką wkładam w wykonanie konkretnego detalu, jest w tym wszystkim tylko drobnym elementem całości. Bez niej oczywiście nie byłoby zysku - to oczywiste. Ale te piętnaście minut, w ciągu których z wartego grosze złomu powstaje produkt wart kilkaset razy tyle, jest efektem nie owych kilkunastu minut pracy nad detalem, a właśnie całokształtu mych działań, dzięki czemu mogę ów detal zaprojektować, wykonać, znaleźć nań nabywcę i sprzedać.