Gdy nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze. Dlatego pani polonistka, co teraz kieruje resortem zdrowia ani myśli o wprowadzeniu powszechnej bezpłatnej recepty dla uprawnionych (dzieci do 18 lat i senorzy od 65 roku życia). Bezpłatny lek jest dla osoby, która ma receptę od lekarza, który przyjął taką osobę w ramach limitu NFZ.
Inni lekarze, przyjmujący w gabinetach prywatnych takiej recepty nie mogą wypisać.
Czyli albo nie dostaniesz bezpłatnego leku, bo masz receptę z prywatnego gabinetu, albo nie dostaniesz bezpłatnego leku, bo nie dopchałeś się w kolejkę do lekarza, który taki lek ma prawo wypisać. Za każdym razem "bezpłatny lek" niby jest, tyle że go nie ma. I resort zdrowia wydawać pieniędzy na bezpłatne leki nie musi.
I jeśli komukolwiek się wydaje, że taka sytuacja jest dlatego, że rządzi ta, czy inna partia...
Przecież ustawę o bezpłatnych lekach dla dzieci i seniorów przygotowali ci, którzy teraz są w opozycji.
No właśnie, obetnice wyborcze dzielą się na te, których wygrani nie spełniają, bo nie chcą spełnić i nie spełniane, bo wcale ich spełniać nie trzeba. Ta o bezpłatnych lekach należy do tych drugich obietnic.
