Czyszczenie i odnawianie starych maszyn
: 08 maja 2021, 22:42
Nie wiem czy to dobre miejsce ale chyba bardziej odpowiednie niż "Na luzie".
Rozebrałem moje pierwsze Maho 400 E na śrubki (nie tykając zawartości szafy), jest poobijane i usmarowane trzydziestoletnimi towotamichłodziwami, w wielu miejscach jest walnięte, farba schodzi, tu i tam ślady lub nalot korozji. Chciałbym, żeby jego stan wizualny odpowiadał mechanicznemu, podobno służyło głównie do nauki i wygląda na bardzo mało zużyte.
Pierwsza sprawa to elementy obudowy, odlewy, duże malowane ale i z otworami gwintowanymi czy pozycjonującymi. Na razie całość pucuję ługiem do mycia grilla albo DIMMERem (to chyba to samo)
potem dokładnie płuczę, jeszcze raz płuczę i wycieram do sucha, przedmuchuję otwory dokładnie sprężarką i wszystkie obrabiane powierzchnie przecieram olejem silnikowym. Dodatkowo do otworów gwintowanych wkręcam i wykręcam naoliwione śruby, żeby zabezpieczyć dobrze gwinty.
Zależy mi na wyczyszczeniu i na jak najlepszym zabezpieczeniu maszyny na lata przed wilgocią.
Wychodzi ładnie, ale diabeł wie czy taki dimmer nie odbije się czkawką zostając w jakichś zakamarkach.
Druga sprawa to prowadnice i inne precyzyjne elementy. Po rozebraniu zauważyłem, prowadnica Y pokryta jest lekkim rdzawym nalotem, czy wystarczy wyczyścić to benzyną ekstrakcyjną i zabezpieczyć olejem (tak robię dotąd), czy warto potraktować jakimś odrdzewiaczem?
Totalnie upaćkane lepką mazią są wszystkie zewnętrzne przewody, je też myję tym do grilla, oczywiście przy wtyczkach bardzo ostrożnie.
Jest jeszcze kwestia robienia zaprawek, zabezpieczania lokalnie, tam gdzie farba zlazła albo było puknięte. Szlifujemy, malujemy jakąś minią czy innym podkładem i na to lakier, czy może lepiej tego nie ruszać w ogóle? Z jednej strony chciałbym żeby ładnie wyglądała a z drugiej żeby jej nie zapacykować. Nie podobają mi się stare maszyny malowane na nowe kolory.
Może to są trywialne sprawy, ale odkąd zacząłem się tym zajmować mam tylko wątpliwości.
Rozebrałem moje pierwsze Maho 400 E na śrubki (nie tykając zawartości szafy), jest poobijane i usmarowane trzydziestoletnimi towotamichłodziwami, w wielu miejscach jest walnięte, farba schodzi, tu i tam ślady lub nalot korozji. Chciałbym, żeby jego stan wizualny odpowiadał mechanicznemu, podobno służyło głównie do nauki i wygląda na bardzo mało zużyte.
Pierwsza sprawa to elementy obudowy, odlewy, duże malowane ale i z otworami gwintowanymi czy pozycjonującymi. Na razie całość pucuję ługiem do mycia grilla albo DIMMERem (to chyba to samo)
potem dokładnie płuczę, jeszcze raz płuczę i wycieram do sucha, przedmuchuję otwory dokładnie sprężarką i wszystkie obrabiane powierzchnie przecieram olejem silnikowym. Dodatkowo do otworów gwintowanych wkręcam i wykręcam naoliwione śruby, żeby zabezpieczyć dobrze gwinty.
Zależy mi na wyczyszczeniu i na jak najlepszym zabezpieczeniu maszyny na lata przed wilgocią.
Wychodzi ładnie, ale diabeł wie czy taki dimmer nie odbije się czkawką zostając w jakichś zakamarkach.
Druga sprawa to prowadnice i inne precyzyjne elementy. Po rozebraniu zauważyłem, prowadnica Y pokryta jest lekkim rdzawym nalotem, czy wystarczy wyczyścić to benzyną ekstrakcyjną i zabezpieczyć olejem (tak robię dotąd), czy warto potraktować jakimś odrdzewiaczem?
Totalnie upaćkane lepką mazią są wszystkie zewnętrzne przewody, je też myję tym do grilla, oczywiście przy wtyczkach bardzo ostrożnie.
Jest jeszcze kwestia robienia zaprawek, zabezpieczania lokalnie, tam gdzie farba zlazła albo było puknięte. Szlifujemy, malujemy jakąś minią czy innym podkładem i na to lakier, czy może lepiej tego nie ruszać w ogóle? Z jednej strony chciałbym żeby ładnie wyglądała a z drugiej żeby jej nie zapacykować. Nie podobają mi się stare maszyny malowane na nowe kolory.
Może to są trywialne sprawy, ale odkąd zacząłem się tym zajmować mam tylko wątpliwości.