Ja już cuda wyprawiałem zarówno w domu, w piwnicy, na klatce schodowej jak i na dworze. Parę lat temu w swoim pokoju miałem frezarkę której używałem do obróbki aluminium. Wióry się walały po całym domu. Na balkonie miałem prasę balansową tak ustawioną, że mogłem je używać przez otwarte okno, co też w zimie było duża zaletą. Przez kilka miesięcy miałem nawet tokarkę CNC pożyczoną od PIOTRJUBA, ale ostatecznie nigdy nie było czasu aby ją uruchomić... Już nie wspominam o duperelach typu mas elektronarzędzi, noży tokarskich, frezów, wierteł itd... Do tego wszystkiego miałem imadło zamontowane na balustradzie na balkonie, która lubiła wpadać w wibracje podczas piłowania. I jeszcze te wszystkie części rowerowych, koła samochodowe, części motocyklowe (np. kompletny silnik od ścigacza) w każdym możliwym miejscu. No i jeszcze masa elementów automatyki przemysłowej: prowadnice liniowe, śruby kulowe itd - w sumie dobre kilka set kilo różnego bezcennego "złomu".
A tokarki to mi się zdarzyło używać w kilku dziwnych miejscach: stół w pokoju w akademiku (wytoczyłem kumplowi z wydziału chemicznego jakiś element z kwasówki do urządzenia do pędzenia bimbru), parapet w wynajmowanym mieszkaniu (po jakimś czasie zaczął pękać tynk od drgań, czy też po prostu podłoga. Najśmieszniejsze jest to, że od lat wynajmuje pomieszczenia w których mam coś na kształt składziku i wręcz regularnego warsztatu. Ale wiadomo, nie ma to jak mieć zabawki pod ręką, to wówczas można się brać za robotę jak jest tylko wena twórcza

Teraz mam to wszystko jakoś w miarę ogarnięte: mam po prostu dużą piwnicę, w niej stół warsztatowy przez całą szerokość pomieszczenia, na nim porządne imadło, szlifierkę stołową i masę jakichś gratów. Po drugiej stronie postawiłem tokarkę i wreszcie mam jakieś normalne warunki i to pod ręką a nie 3km od domu jak do tej pory. Ze starego miejsca korzystam jak mam zrobić jakieś uciążliwe prace, np. długie i głośne lub też cuchnące. Np. teraz przymierzam się do wykonania paru elementów z włókna węglowego - nie chcę sobie zasmrodzić ani piwnicy, ani mieszkania.
A na koniec zabawna historyjka z czasów studenckich. Siedzi kobita przy moim kompie, patrzę, a pod stołem leży reklamówka ze smarem a w niej jej stopa... Reakcji chyba nie muszę opisywać
