I to jest właśnie problem. Za karę
ARGUS pisze:Więc życzę wszystkim co wyjechali do swoich Edenów żeby pamiętali kim są, żeby byli dumni z tego kim są i nie zeszmacili się za marne srebrniki.
Szacunek dla samego siebie, duma i honor to wartości ponadczasowe
Dzięki ci
ARGUS, że to piszesz. Ani Niemcy nie są rajem, ani żadne inne państwo. Ale te ponadczasowe wartości chyba jednak łatwiej zachować za granicą, niż w Polsce. W sumie pokusy są wielkie, czasem bardzo się opłaci zapominać o czymś, w czym człowiek wyrósł, od czego wziął swoje korzenie. Osławione wypisywanie się z kościoła, bo trzeba Kirchensteuer płacić, ale nie tylko.
Problem w tym, że ci sami ludzie najpierw w Polsce sprzedali swoją moralność, a teraz, kiedy ktoś daje im więcej srebrników sprzedają ją tutaj. Nigdy nie udawałem kogoś, kim nie jestem i chyba najlepiej na tym się wychodzi. Znajomość języka, a bo miałem kaprys się nauczyć, a nie bo dziadek ze Śląska. Na tutejszych Ślązaków-Niemców jest dobre jedno pytanie - "a powiedz mi ty, dziadek to w powstaniach śląskich oczywiście stronę Korfantego trzymał i teraz się w grobie przewraca, jak z nieba widzi jakiego ma wnuka?"
Żaden nie podejmuje dyskusji na taki temat!
Jest jeszcze jeden aspekt. Ludzie w Polsce zostali wychowani w specyficznym poczuciu patriotyzmu. Dla ludzi w Polsce wyjazd poza granice jest czymś złym, nagannym. Jakoś zapomina się o tym, że Mickiewicz pisał w Paryżu, że Pułaski walczył w Ameryce (za Polskę w tej Ameryce walczył?) że syn Heleny Modrzejewskiej budował kolej w Andach, a Edmund Strzelecki badał Australię.
I dziś wielu Polaków wybrało nieco inny sposób życia, niż ich znajomi. Dają się poznać jako mniej lub więcej poważani fachowcy. Kiedyś słyszałem, jak pewna niemiecka Frau mówiła do drugiej, że jest bardzo zadowolona z obecnej polskiej pomocy domowej. Miała afrykankę, ale flejtuch, jeszcze jakąś inną, ale kradła, a teraz ma Polkę i jest nią zachwycona. Zobaczcie, taki drobiazg, a jak dużo daje, że ktoś widzi, że Polka swoją pracę (choć prostą pracę) wykonuje wyjątkowo rzetelnie. Bo Polak umie sobie poradzić w każdej dziedzinie. Oczywiście, jeśli nie zaczyna kombinować, jeśli nie próbuje na swój sposób ułatwiać sobie życia. Tak naprawdę my mamy dobrą opinię na zachodzie, to że się z nas śmieją, to jest śmiech raczej z Polaków, których ktoś poznał właśnie w Polsce, podczas jakiegoś tam wyjazdu.
Bo jak już Polak ma tu dobrą pracę, to nagle wystarcza mu jedno piwo, a nie flaszka gorzały. Nagle mogą obok niego leżeć różne rzeczy i on nie pomyśli nawet, że mogło by mu się coś przydać. Nagle Polak tutaj pozbywa się wszystkich złych cech, jakimi świat nas określa. Coś w tym musi być, że Polak, poza wyjątkami nie szuka towarzystwa innych Polaków, że nie integruje się z Polonią (wyjątek - polski kościół), że raczej chce się zasymilować, choć miejsca urodzenia się nie wypiera, a w czasie polskich meczów kibicuje Polakom.
Mnie się wydaje, że ani złego emigracja nie naprawi, ani dobrego nie popsuje. Jeśli ktoś nie miał tendencji do zeszmacania się w Polsce, to i na emigracji osiągnie szacunek. A jeśli ktoś nie umiał w Polsce zrozumieć, na czym polega honor, to gdziekolwiek by nie był, będzie zawsze tylko malutkim człowieczkiem, wylegującym się na byle jakiej kwaterze, oszczędzający każdy cent - właśnie na co? Żeby inni mówili, ile to się on dorobił?
Ale wierzcie mi, można też inaczej. Różne motywy kierowały ludźmi, różne były przyczyny ich wyjazdów, nie jest ważne, gdzie oni są, co robią, ważne, jak napisał
ARGUS, żeby za te srebrniki się rozwijać, poznawać świat, a nie zeszmacać się. Dobre życzenia!
A na zakończenie. Różne narody konstruowały samochody. Pozbawionym sprytu Niemcom wyszedł Mercedes i BMW, równie ograniczonym Anglikom Rolls Royce i Jaguar. Wyjątkowo leniwym Włochom przypadkowo udała się Lancia i Ferrari. Za to sprytny Polak wymyślił Syrenkę, z dwusuwowym silnikiem od strażackiej motopompy.
Tak to czasem jest ze sprytem, jak się go ma w nadmiarze.