#33
Post
napisał: jasiu... » 19 kwie 2013, 15:01
Po trzech semestrach studiów inżynierskich trafiłem "w łapy" gościa, któremu do emerytury brakowało wówczas półtora roku. Ja wówczas postanowiłem trochę zarobić, a naukę ciągnąć wieczorowo. Dziś wiem, że to doskonała droga, jak się ma od kogo uczyć.
Owszem, jakieś piwko, bo na więcej "wątroba nie pozwalała". Ale gość pokazał mi praktycznie wszystko, co dzisiaj umiem. Codziennie trochę gadki o "kumplach z partyzantki", ale i codzienna praktyka, właśnie np. z ostrzenia narzędzi, ustawiania. Kiedy nóż minimalnie nad osią, a kiedy tuż pod nią. Jak ostrzyć poszczególne rodzaje noży (królowały wówczas noże z lutowaną płytką), jak wiertła. Konkretnie, jak sobie przygotować ściernicę, w którym miejscu stanąć, jak narzędzie złapać, z jaką siłą i do jakiej tarczy przyłożyć.
A później organizacja pracy, gdzie czasem były teksty - "no tak, obtoczysz, nagwintujesz i za gwint będziesz łapał". Gościu nauczył mnie po prostu myśleć i to chyba zostało. Przy okazji trochę estetyki, żeby to co robimy było ładne, jak uniknąć pralki na przykład. Bo jak ładna powierzchnia, to i dokładna. No i parametry, żeby nie produkować kilometrów wstążek, a żeby wiór się ładnie łamał, ale płytka, żeby wytrzymała jak najdłużej.
Gość miał ukończone cztery klasy podstawówki! Ale o obróbce wiedział wszystko. I nie wiem skąd, ale znał też bardzo dużo teorii, choć czasem proponował niekonwencjonalne rozwiązania.
Czasem przekazuję to, co umiem innym, młodszym, bez piwa nawet, bo ktoś na nas zgredów pracować musi. Nie wykopią nas na drugi dzień po pogrzebie, byśmy pracowali do końca świata i nawet jeden dzień dłużej. Ja w to wierzę i dlatego zamiast dawać zarobić organizatorom różnych kursów, ja bym raczej proponował poszukać darmowej nauki "u zgreda". Będzie taniej, no i na własnych błędach nie trzeba się będzie uczyć (łamiąc narzędzia), bo zgred już wie, sam kiedyś te narzędzia łamał, albo od innego zgreda się nauczył, jak ich nie złamać "przypadkowo".
Jeśli ktoś szuka nauki w naszej branży, niech poszuka właśnie w małych firmach, narzędziowniach, czy tam, gdzie jest produkcja jednostkowa. Tam robota jest najciekawsza i atmosfera najczęściej najlepsza. Problem w tym, że takie maleńkie firmy trudno znaleźć, a jeśli w nich jest wolny etat, to nikt o tym z reguły nie wie. Ot szef rzuca temat: "nie znacie tam kogo, co go na frezarkę można by postawić?" i załoga sama organizuje, rozpytując po znajomych. Warto o tym wiedzieć, jeśli ktoś chce ciekawą pracę to nie może liczyć na ogłoszenie z internetu, bo tam najczęściej takie oferty nie trafiają.