bartuss1 pisze:niestety, ale w koncu za piniędzmi sie jedzie gdziekolwiek
A nie każdego to dotyczy.
Nie zawsze "za piniędzmi".
W moim wypadku miałem jedną z najwyższych stawek i na brak kasy właściwie nie narzekałem. Problem leżał w tym, że pracowałem jak anioł stróż "rano, wieczór, we dnie, w nocy". Praktycznie praca zdominowała całe moje życie. Trzeba było powiedzieć dość. Bo co ci po pieniądzach, jak nie masz czasu zastanowić się nawet, na co je wydać.
Teraz mam 28 dni urlopu, w piątek 6 godzin pracy (od 13.15 weekend). Mam czas zobaczyć, jaki piękny świat bozia stworzyli. Zupełnie inna atmosfera w pracy, nic na "zapalenie płuc" ale spokój i zupełnie inna organizacja pracy. Fakt, niby trudniej, bo w barbarzyńskim języku cały czas musisz się porozumiewać, ale coś za coś. Wolę ten obcy język, niż swojski stress i robotę na okrągło dla swojskiego szefa. Nie, ja na poprzedniego szefa nie narzekam, on musiał w ten sposób pracę organizować, bo tak w całej Polsce się działa, wszystko bez żadnych planów, na ostatnią chwilę, bez zastanowienia, czy pracownik w niedzielę naprawdę chce do tej roboty przyjść, czy po prostu musi.
I jeszcze jedno ci powiem, nie tylko podczas orgazmu przestajesz myśleć o pieniądzach, no chyba, że panienka też jest za pieniądze, to myślisz. Wiem, niektórzy nawet w takich sytuacjach też nie potrafią przestać myśleć, no ale ja nie chcę. Zrozumiałem, że grób jest najczęściej zbyt mały, żeby cały dorobek życia do niego zabrać.