Ja miałem (wydaje mi się) ciekawiej.251mz pisze:Ja kiedyś pracowałem w firmie produkującej elektronikę.
Miałem kilka pomysłów jak przyspieszyć pracę ,żeby było łatwiej i szybciej.
Od kierownika usłyszałem "Rób tak jak jest i nie wydziwiaj"
I na tym się skończyły moje dobre rady
Otóż zacząłem sobie usprawniać pracę pisaniem własnych programów.
Chodziło o to, że jak programy przychodziły z tzw. biura projektowego, to w 90% tychże programów były błędy albo były napisane w taki sposób jakby piszący je pacjent chciał skomplikować sobie (i innym) życie na maxa.
No i zawsze przy wykonywaniu takiego programu na maszynie non-stop kontrola czy gdzieś czasem nie "przydzwoni" albo nie spieprzy materiału.
Dlatego na początku poprawiałem te programy, ale później już w ogóle ich nie poprawiałem, tylko brałem rysunek w łapę i od zera tworzyłem nowe, od razu parametryczne, zapisywałem do swojego (zaszyfrowanego) folderu i po jakimś czasie korzystałem już tylko z nich podczas gdy inni "męczyli" gotowce z biura projektowego.
Przy okazji wszystkie te programy od razu optymalizowałem, więc wykonanie elementu trwało 3 razy krócej przy zachowaniu tej samej (a może nawet lepszej) jakości, maszyna nie dostawała po przysłowiowej du***, a i ja pozbywałem się stresu pod tytułem, "w którym momencie pier_olnie".
Wszystko tylko dla własnej wygody, nie dla zarobku czy chęci wykazania się.
Powoli stało się to standardem i z czasem przychodziły do mnie już tylko rysunki, a ja sam sobie robiłem program.
Jak już pisałem, dawało to tę korzyść, że bez strachu, spokojnie mogłem sobie pracować, ale i uczyć się nowych rzeczy podczas programowania.
W tzw. międzyczasie z programów pisanych przeze mnie zaczęli korzystać właściwie wszyscy inni.
Nie protestowałem bo ja przecież osobiście nic przez to nie tracę.
Aż któregoś dnia, przyszli panowie od "optymalizacji czasu pracy" i zauważyli, że gdy inni pracują, to ja siedzę i patrzę jak pracuje maszyna.
"Zaproponowali" , że skoro siedzę i "nic nie robię" , to mógłbym w tym czasie pomóc kolegom.
Nie mam nic przeciwko pomaganiu kolegom, ale raz, że ci koledzy wcale tej pomocy nie potrzebowali, a nawet jak potrzebowali, to nie robili nic żeby sobie pomóc samemu, więc dlaczego jak maiłabym im dodatkowo pomagać ? Przecież zarabiają tyle samo co ja.
Mimo wszystko i tak pomagałem, ale nie dlatego, że tak każą, ale dlatego, ze czasami rzeczywiście trzeba było pomóc.
Jednak któregoś dnia, nie pomogłem bo po prostu, zwyczajnie mi się nie chciało i nie miałem zamiaru się tłumaczyć dlaczego.
Panowie od "wydajności pracy" stwierdzili, że mam UWAGA "egoistyczna postawę" i dali do zrozumienia, że jeśli się to powtórzy, to będą się musieli zastanowić czy taki pracownik jest potrzebny firmie.
Mimo to, nie miałem zamiaru skulić ogona pod siebie i przestałem "pomagać" dla zasady, a nie dlatego, że nie mogę, czyli zostałem tym "złym" pracownikiem.
To nic, że wydajność miałem identyczną lub (jeśli chciałem) większa niż inni robiący to samo i za takie same pieniądze.
Byłem "dyskusyjny".
No więc któregoś dnia wylądowałem u tzw. kierownika w celu odbycia rozmowy do wyboru:
Uświadamiającej
Umoralniającej
Nakazującej
Czy jak to sobie kto nazwie.
Pan kierownik powiedział, że nie jestem nikim wyjątkowym i mam wykonywać polecenia przełożonego, a nie dyskutować.
Na co ja, że wykonuję dokładnie to, co mam w umowie o pracę, a jeśli chcą więcej, to niech zapłacą więcej albo chociaż poproszą.
Na co pan kierownik, że pójdzie mi na rękę i pozwoli napisać podanie o zwolnienie.
Na co ja, że nie mam zamiaru niczego pisać i jeśli chce mnie zwolnić to niech zwalnia.
Powiedział, że jeszcze dzisiaj się dowiem czy zostaję czy nie, a na razie mam wracać do pracy.
Poszedłem więc normalnie dalej pracować, ale w takiej sytuacji usunąłem wszystkie zrobione przeze mnie programy co jeszcze tego samego dnia rozwścieczyło głównego automatyka do którego dotarła skarga, że nie można wykonać tego i tamtego bo ..... brak programu.
Więc pan automatyk drąc się na mnie stwierdził, że popełniłem przestępstwo i mam natychmiast przywróć programy.
Na to ja, że o co chodzi, przecież wszystkie programy z których korzystamy są w biurze projektowym, więc nie mogłem (nawet jakbym chciał) skasować tych programów.
Wyobraźcie sobie, że ta bida nawet nie wiedziała, że od ponad dwóch lat to całe biuro projektowe stworzyło kilkanaście raptem programów które i tak nie zostały wykorzystane.
Cała resztę robiłem ja.
Jak się dowiedział, to jeszcze bardzie rozdarł mordę i zaczął straszyć prokuratorem i policją, ale jak zauważył, że przejąłem się tym w równym stopniu co zeszłoroczną promocją na sardynki w Tesco, to zmienił front i zaczął sam coś grzebać, czyli próbował robić program który akurat był potrzebny do produkcji z jeszcze jednym "mądrym inaczej" .
Trzeba było widzieć ich miny i próby tworzenia banalnego wręcz programu.
Po kilku godzinach "pracy" przy tworzeniu programu (zapewniam, prościutkiego) towarzystwo zrezygnowało, ale nikt nie przyszedł do mnie żeby cała sprawę odkręcić.
Dopiero na drugi dzień zaczęły się wycieczki przeróżnych "świętych" coby mnie przekonać, że tak nie wolno, ze to dziecinne, że hamuję produkcję, itp. itd., ale nikt, powtarzam, nikt, nie przeprosił, nikt nie zaproponował wyższej stawki i w ogóle żadna rozsądna propozycja nie padła.
Dopiero po tygodniu przyszedł dyrektor i stwierdził (wyraźnie wk_rwiony) , że może mi dać 2zł na godzinę więcej.
Żadnych przeprosin, żadnych pytań co, jak i dlaczego. Po prostu suche 2zł.
Jako że wiedziałem iż dalsza współpraca nie ma sensu, to odpracowałem ustawowy czas i zwolniłem się sam.
Tak się kończy mili państwo "wychylanie się" , czyli próba usprawnienia czegokolwiek w polskich firmach.
Wniosek:
W polskich firmach zdaje się obowiązywać zasada "Im gorzej tym lepiej".