Onred serii 1000S w moim wydaniu...
: 27 paź 2017, 00:20
Jako, że trochę już minęło i zdążyłem się pochwalić maszyną w różnych tematach kolegów to przyszedł czas założyć własny i nie zaśmiecać
Tylko jakoś trzeba napisać historię od początku więc:
Pierwszą maszynę zacząłem budować kilka lat temu (Joe's 2006R2 MDF) jednak po złożeniu wszystkiego do kupy i sprawdzeniu sztywności projekt zarzuciłem z powodu jej braku Rama do tej pory stoi w piwnicy
Drugą maszynę planowałem już stalową (lub żeliwną). Po milionie telefonów i maili w sprawie używek postanowiłem budować sam lub przerabiać konwencjonala...
Tutaj należą się podziękowania dla kolegi ATLC za milion minut rozmów telefonicznych i konsultacji mailowych
Oraz podziękowania dla kolegi GRZESIA RUPIŃSKIEGO za tysiące minut rozmów telefonicznych i konsultacji mailowych w sprawie korpusu maszyny
Oraz podziękowania dla kolegi YAREC za tysiące postów / maili / PW w sprawach technicznych planowanej budowy grzmota
Oraz na finał podziękowania dla kolegi, którego nick pozostanie tajemnicą (chyba, że wyrazi chęć ujawnienia), który w trakcie tego całego zamieszania zadzwonił do mnie i zaoferował mi Onreda Fakt, że budżet był trochę przekroczony ale i klasa maszyny nieporównywalna do samoróbki według mnie...
Po kilku tygodniach przymusowego obgryzania tynku ze ściany i zapijania kranówką budżet został dopięty i historia zaczęła nabierać tempa.
I tak oto 27.06 bieżącego roku wypożyczoną lawetą (nie miałem lepszego pomysłu) pojawiłem się na Śląsku po maszynę. Dzięki uprzejmości poprzedniego właściciela otrzymałem pomoc pracowników przy operacji rozbrajania / załadunku i po mniej więcej połowie dnia byłem gotowy do powrotu.
Tutaj należą się kolejne podziękowania koledze GASPAR (nota bene budowniczemu mojej maszyny) za setki minut rozmów telefonicznych oraz garść maili w sprawach technicznych dotyczących zarówno maszyny jak i sposobu transportu itd...
Tego samego dnia zaraz przed północą maszyna wylądowała bezpiecznie w Lublinie. Pomijając drobne komplikacje po drodze spowodowane moją głupotą Najpierw ze 100km od startu zacząłem gubić folię stretch oraz zaczęła ona wydawać bardzo osobliwe dźwięki na wietrze. Potem w przypływie radości przy 120km/h z Onreda odfrunął dach Na szczęście nie wylądował nikomu na przedniej szybie ale i tak dalej jechałem już powoli Zmęczony mózg i nadmiar endorfiny spowodowały, iż nie uwzględniłem tego, że dach obudowy wykonany z poliwęglanu komorowego i przynitowany do konstrukcji pozbawiony po 100km pokrywy z folii po prostu w wyniku drgań wyrwie nity Na szczęście po tych przygodach poza co stukilometrowym sprawdzaniem pasów nic się nie działo
Następnego dnia maszyna z racji braku możliwości wprowadzenia do nowego domu przez za wąskie drzwi przeszła kurację upiększającą na hali spawalniczej (czytaj rozbieramy i czyścimy)... Tutaj Gaspar miał rację - czyszczenia było sporo Maszyna robiła dużo w jakimś grafitowym kompozycie i pyłu było pełno wszędzie. W sumie uzbieraliśmy 120litrów (2 worki) pyłu, kurzu i innych gratisów. A tak oto wygląda Czerwony w negliżu
I finalnie ze dwa dni później (po konsultacji z Gasparem żeby nie rozpinać serw Yka) po wywaleniu niewielkiej dziury w ceglanej ścianie i wycięciu ościeżnicy maszyna zawitała w nowym domu Ową (precyzyjną) dziurę widać na fotce 1 i 3 pod włącznikiem światła na lewo od drabiny. Po takim zabiegu maszyna weszła do pomieszczenia przez drzwi z zapasem 5mm na stronę A dziura aktualnie stanowi idealną półeczkę na popielniczkę
I tak oto zaczęła się moja przygoda z CNC
Maszyna zrobiła już sporo rzeczy (na razie głównie dla siebie) oraz między innymi:
Płytę czołową frezarki FP800 - stal 355
Palce uchwytu hartowniczego - AISI304
Pady podciśnieniowe 100x100 - PA7
Flycutter - bliżej nieznany gatunek stali ale mocno twarda
No i na koniec żeby nie było za cukierkowo maszyna oraz operator debil (czyli ja) mają też swoje problemy ale o tym już w drugim odcinku
Tylko jakoś trzeba napisać historię od początku więc:
Pierwszą maszynę zacząłem budować kilka lat temu (Joe's 2006R2 MDF) jednak po złożeniu wszystkiego do kupy i sprawdzeniu sztywności projekt zarzuciłem z powodu jej braku Rama do tej pory stoi w piwnicy
Drugą maszynę planowałem już stalową (lub żeliwną). Po milionie telefonów i maili w sprawie używek postanowiłem budować sam lub przerabiać konwencjonala...
Tutaj należą się podziękowania dla kolegi ATLC za milion minut rozmów telefonicznych i konsultacji mailowych
Oraz podziękowania dla kolegi GRZESIA RUPIŃSKIEGO za tysiące minut rozmów telefonicznych i konsultacji mailowych w sprawie korpusu maszyny
Oraz podziękowania dla kolegi YAREC za tysiące postów / maili / PW w sprawach technicznych planowanej budowy grzmota
Oraz na finał podziękowania dla kolegi, którego nick pozostanie tajemnicą (chyba, że wyrazi chęć ujawnienia), który w trakcie tego całego zamieszania zadzwonił do mnie i zaoferował mi Onreda Fakt, że budżet był trochę przekroczony ale i klasa maszyny nieporównywalna do samoróbki według mnie...
Po kilku tygodniach przymusowego obgryzania tynku ze ściany i zapijania kranówką budżet został dopięty i historia zaczęła nabierać tempa.
I tak oto 27.06 bieżącego roku wypożyczoną lawetą (nie miałem lepszego pomysłu) pojawiłem się na Śląsku po maszynę. Dzięki uprzejmości poprzedniego właściciela otrzymałem pomoc pracowników przy operacji rozbrajania / załadunku i po mniej więcej połowie dnia byłem gotowy do powrotu.
Tutaj należą się kolejne podziękowania koledze GASPAR (nota bene budowniczemu mojej maszyny) za setki minut rozmów telefonicznych oraz garść maili w sprawach technicznych dotyczących zarówno maszyny jak i sposobu transportu itd...
Tego samego dnia zaraz przed północą maszyna wylądowała bezpiecznie w Lublinie. Pomijając drobne komplikacje po drodze spowodowane moją głupotą Najpierw ze 100km od startu zacząłem gubić folię stretch oraz zaczęła ona wydawać bardzo osobliwe dźwięki na wietrze. Potem w przypływie radości przy 120km/h z Onreda odfrunął dach Na szczęście nie wylądował nikomu na przedniej szybie ale i tak dalej jechałem już powoli Zmęczony mózg i nadmiar endorfiny spowodowały, iż nie uwzględniłem tego, że dach obudowy wykonany z poliwęglanu komorowego i przynitowany do konstrukcji pozbawiony po 100km pokrywy z folii po prostu w wyniku drgań wyrwie nity Na szczęście po tych przygodach poza co stukilometrowym sprawdzaniem pasów nic się nie działo
Następnego dnia maszyna z racji braku możliwości wprowadzenia do nowego domu przez za wąskie drzwi przeszła kurację upiększającą na hali spawalniczej (czytaj rozbieramy i czyścimy)... Tutaj Gaspar miał rację - czyszczenia było sporo Maszyna robiła dużo w jakimś grafitowym kompozycie i pyłu było pełno wszędzie. W sumie uzbieraliśmy 120litrów (2 worki) pyłu, kurzu i innych gratisów. A tak oto wygląda Czerwony w negliżu
I finalnie ze dwa dni później (po konsultacji z Gasparem żeby nie rozpinać serw Yka) po wywaleniu niewielkiej dziury w ceglanej ścianie i wycięciu ościeżnicy maszyna zawitała w nowym domu Ową (precyzyjną) dziurę widać na fotce 1 i 3 pod włącznikiem światła na lewo od drabiny. Po takim zabiegu maszyna weszła do pomieszczenia przez drzwi z zapasem 5mm na stronę A dziura aktualnie stanowi idealną półeczkę na popielniczkę
I tak oto zaczęła się moja przygoda z CNC
Maszyna zrobiła już sporo rzeczy (na razie głównie dla siebie) oraz między innymi:
Płytę czołową frezarki FP800 - stal 355
Palce uchwytu hartowniczego - AISI304
Pady podciśnieniowe 100x100 - PA7
Flycutter - bliżej nieznany gatunek stali ale mocno twarda
No i na koniec żeby nie było za cukierkowo maszyna oraz operator debil (czyli ja) mają też swoje problemy ale o tym już w drugim odcinku