Przepraszam za ten poślizg czasowy, ale już zdaję relację.
Po odebraniu paczki, od razu rozpocząłem unboxing. Po zobaczeniu pudełka, w którym było imadło od razu sugerowało, że nie mamy tutaj do czynienia z produktem pierwszej jakości, a tym bardziej z akcesorium z grupy prawdziwych, maszynowych.

Po rozpakowaniu doznałem wielkiego rozczarowania, bo zakupione przeze mnie imadło tylko wymiarami zgadzało się z tym, na aukcji.

Żadna z obrobionych powierzchni nawet nie widziała kamienia szlifierskiego, stąd też widać wyraźne ślady po zwykłej obróbce skrawaniem. Żeby nie było tak nudno, o ręcznej obróbce wykończeniowej nawet nie ma mowy: po wewnętrznej stronie imadła, gdzie porusza się blok stabilizujący ruchomą szczękę, widać wyraźne zadziory po procesie odlewania. Ostatnim gwoździem, a raczej śrubą

do tru.. imadła są właśnie te magiczne elementy łączne. Jakość pozostawia wiele do życzenia...
Oczywiście, nie mogłem poprzestać na takim "imadle" i spróbowałem swoich sił w przeróbce, aby choć trochę zwiększyć wartość użyteczną tego, za co wydałem ponad stówkę.
Pierwsze, co zrobiłem, to wyrównanie tych wstrętnych zadziorów. W ruch poszedł pilnik do metalu, 5 minut pracy i było po problemie.

Taki zabieg pozwolił mi na odwrócenie bloku prowadzącego szczękę w taki sposób, aby zabezpieczał on zaciskany przedmiot przed unoszeniem. Krótko mówiąc, można teraz go odwrócić, aby spełniał swoją rolę.
Właśnie, rolę... Tutaj kłaniała się kolejna przeróbka. Mianowicie, grubość "prowadnicy" po której porusza się szczęka ma 16 mm (o dziwo na całej długości, po obydwu stronach

), a żeby było śmiesznie, szczelina w bloku prowadzącym miała niemal 17 mm.
Oczywiście nie mogłem tego tak zostawić i przystąpiłem do pracy. Niestety, nie mając innego imadła, aby użyć go do obróbki na maszynie musiałem zadowolić się obróbką ręczną, czyli pilnik w ruch. Spiłowałem więc część bloku tak, aby powstały tylko dwa punkty podparcia po dokręceniu go do szczęki.
Tutaj nie było już tak łatwo, bo musiałem się nieco namachać. Po 15 minutach szczelina po obydwu stronach została zredukowana do 16.1, co znacznie poprawiło kulturę pracy.
Kolejny mankament imadła, to felernie wykonany sworzeń ciągnący szczękę. W sumie, mechanizm dociskający też nie grzeszył kulturą, więc i nim się zainteresowałem.
Na zdjęciu poniżej widać wyraźnie, jaka jest szczelina między czopem dociskowym, a szczęką, po prostu całość się rozdzieliła.

Przeróbka była oczywista - wymienić sworzeń na nowy, zrobiony "pod wymiar"

Tak też się stało. Znalazłem kawałek gwintowanego pręta M6, wyciąłem go na konkretną długość, potem wykonałem małe zebranie, aby jego koniec miał mniejszą średnicę, niż gwint. Na sam koniec naciąłem go brzeszczotem, aby móc go wkręcić. Gwint zabezpieczony farbą (kleju do gwintów niestety nie miałem) przed przypadkowym wykręceniem. Dodatkowo, długość wkręta została tak dobrana, że nawet gdy się poluzuje i zechce wykręcić, to przy maksymalnym wykręceniu nie spowoduje rozłączenia śruby i szczęki.

Kolejna przeróbka tej części imadła była bardzo prosta, ale najbardziej skuteczna i poprawiająca użyteczność. Do gniazda, wywierconego w szczęce włożyłem śrut stalowy, dodałem troszkę towotu dla płynnej pracy i złożyłem w całość.

Powracając do śrub. W ruchomej, jak i stałej szczęce, śruby były chyba z utwardzanej modeliny, a po wykręceniu nadawały się tylko do wywalenia na złom. Niestety, takiej samej jakości okazały się gwinty, w które owe śruby były wkręcone. W przypadku szczęki ruchomej pomogło przegwintowanie, lecz w stałej trzeba było przejść na rozmiar wyżej, czyli M8. Tutaj także nie było kolorowo, bo jak się okazało później, środki otworów w korpusie oraz stałej szczęce nie do końca się pokrywały, a zwykłe rozwiercenie otworów na 8,5 czy nawet 9 mm nie załatwiło problemu (stąd podwójne podkładki pod śrubami). Tym razem pilnik także poszedł w ruch.
Rezultat przeróbek na poniższych zdjęciach.
Podsumowując...
Wydając niemal 120 zł na imadło, człowiek chce kupić coś lepszej jakości, niż najgorsze badziewie oferowane na aukcjach w granicy 60-70 zł (mając na uwadze taki sam rozmiar imadła). Życie jest jednak brutalne i nawet tutaj nas nie rozpieszcza. Mając choć w podstawowym stopniu wyposażony warsztat, można takie "imadło" doprowadzić do stanu użyteczności, a przy pomocy dobrego znajomego z prawdziwą frezarką, wymienić kilka elementów, aby imadło pracowało naprawdę dobrze.
Na mojej liście marzeń dotyczącej tego imadła jest dokładne splanowanie najważniejszych powierzchni oraz dopasowanie szczęk - zarówno do siebie, jak i do korpusu imadła. Dodatkowo, nie obędzie się bez wymiany bloku prowadzącego na nowy.
Pozdrawiam