Tam, gdzie powierzchnia pozioma obu ślizgów przechodzi w pionową powierzchnię oporową szczęki stałej.
Gdy oglądałem szczeliny pęknięć po rozebraniu imadła, doszedłem do wniosku że jest tam bardzo poważne osłabienie odlewu, jest zbyt cienko - dlatego, że obustronne podcięcie pod ślizgami jest niepotrzebnie wyprowadzone promieniem zbyt daleko. Uważam że powinno kończyć się dużo "wcześniej", niedaleko za śrubami mocującymi imadło do stołu; są one umieszczone stosunkowo daleko od szczęki stałej i taka modyfikacja bryły odlewu nie stanowiłaby żadnego problemu.
Wtedy byłoby tam - w krytycznym miejscu - o wiele więcej żeliwnego "mięcha" i nigdy by to w tym miejscu nie pękło. Wygląda to z zewnątrz bardzo masywnie, ale w potężnym z wyglądu "klocu" do którego jest przykręcona stała szczęka jest duża pustka; między tym zewnętrznym promieniem pod ślizgami a ową wewnętrzną pustką jest zbyt mało materiału, a to kluczowy punkt mający bezpośredni wpływ na wytrzymałość i każdy dodatkowy milimetr materiału byłby bardzo znaczący.
Jednak to imadło jest i tak bardzo przydatne (niewielkie, a aż 160mm można złapać) - jak zobaczyłem "dzisiejszą" cenę w Darmecie, to zdębiałem. To nie jest jakiś wyjątkowo precyzyjny sprzęt, a kosztuje że hej.
Ja kupiłem to za flaszkę, w zasadzie złom - ale udało się go zreanimować. Zbazowałem je na ślizgach i przefrezowałem podstawę, potem obrobiłem powierzchnię pod szczękę stałą. Ale warto zrobić to frezem do wpustów Woodruffa (albo prowizorycznie podszlifowanym walcowo-czołowym), tak by nie był odpychany przy głębokim "zanurzeniu", to pozwoliło mi zachować możliwie dobrą prostopadłość.
Mogę pstryknąć zdjęcie szwów, ale to raczej nic istotnego nie wniesie... chyba opisałem wystarczająco szczegółowo
