
15 lat temu w drodze do pracy... Pierwszego dnia w pracy. Godzina 5:30 rano, centrum Gdańska, przystanek autobusowy a wokół niego kilkaset ludzi.
Obok park/skwer im. Polskich Harcerzy - mały, ale zadbany i miły dla oka. I tak maksymalnie 10 metrów od przystanku w tym parku trzech jegomości. Jeden trzyma jednorazową chusteczkę, drugi kilka plastikowych kubków, ostatni butelkę "czegoś" zawiniętą w szmatę.
No i polewa... Filtrują przez tą chusteczkę, a zawartość w kubkach widzę zdecydowanie fioletową. Od samego patrzenia mnie skrzywiło, a oni to zaraz pili. Podjechał mój autobus, a oni wsiadają ze mną. Wysiadają... ze mną. Idą... Do tego samego zakładu pracy co ja się wówczas zatrudniłem.
Jeden z nich tokarz, ponoć musiał wypić z rana bo inaczej mu się łapy trzęsły i nic zrobić nie mógł.
Kilka dni później jak zgubiłem "markę" na jakieś narzędzie to już się wszyscy cieszyli że muszę krówkę do narzędziowca zanieść żeby załatwił problem.
Długo tam nie wytrzymałem
