Ale czy nie odczuwasz, że szukanie detaliczne jednej przyczyny nie jest po prostu ucieczką odpowiedzialności za błędy osób, które je popełniły?
Idę do fryzjera, mam nadzieję, że zostanę ostrzyżony, a nie poczęstowany zalewajką.
Jadę do mechanika, spodziewam się, że mój samochód będzie miał usuniętą usterkę, a nie usłyszę bajki o sierotce Marysi.
Zatrudniam osoby odpowiedzialne za bezpieczeństwo, a więc spodziewam się, że zrobią one wszystko, żebym był bezpieczny, a nie będą mi się tłumaczyć, czemu bezpieczny nie byłem.
Właściwa ocena wszystkich okoliczności ofiarom smoleńskiej tragedii życia nie wróci. Ale właściwa ocena zaniedbań osób, odpowiedzialnych za bezpieczeństwo może kolejnej podobnej tragedii zapobiec. Oni mają płacone za to, żeby najważniejsze osoby w państwie były bezpieczne, a jeśli nie potrafią tego bezpieczeństwa zapewnić, to albo niech się nauczą, albo ze służb odejdą. A że sami odejść nie będą chcieli, bo to fajna fucha, a uczyć im się z lenistwa (może z braku umiejętności językowych) nie chce, to nadal osoby z najwyższych stanowisk w państwie bezpieczne nie są. I ja tu właśnie problem widzę.
Wyobraź sobie sytuację, że ktoś w styczniu każe żonie spędzić noc w samej bieliźnie na balkonie. Kto będzie winny ewentualnego zamarznięcia kobiety? Warunki pogodowe, jej niezahartowanie, czy debil, który kobietę na takie ekstremum skazał. A czym był lot na to pseudolotnisko i kto na ten lot tych ludzi skazał? Nie było innych możliwości?
No to ci powiem, że nie było. W sobotę 10 kwietnia rano lotnisko w Witebsku (ok. 120 kliometrów od Katynia) było nieczynne. Moskwa, to ok. 500 kilometrów, Mińsk ponad 300 km. Myślisz, że samolot prezydencki miał paliwo na ten lot? Normą jest zabieranie takiego zapasu, żeby lądowanie było bezpieczne, z uzupełnieniem zbiorników na lotnisku. Do Witebska by doleciał, ale tam by go nie mogli przyjąć. Czy miał paliwo np. na lot do Moskwy? Ot jeszcze jedna przemilczana sprawa, no bo ktoś takie rzeczy powinien sprawdzić, zapewnić ewentualny transport z lotnisk zapasowych do Katynia. Kto swoje obowiązki olał?
No ja chciałbym wiedzieć. Bo jeśli ci ludzi nadal zajmują się swoimi obowiązkami, to wieczne odpoczywanie daj panie tym, za których bezpieczeństwo odpowiadają.
Znaleziono 2 wyniki
Wróć do „I jak tu wygrać z taką armią...”
- 17 kwie 2015, 16:10
- Forum: Na luzie
- Temat: I jak tu wygrać z taką armią...
- Odpowiedzi: 110
- Odsłony: 6883
- 17 kwie 2015, 13:05
- Forum: Na luzie
- Temat: I jak tu wygrać z taką armią...
- Odpowiedzi: 110
- Odsłony: 6883
Grawer.Gift a nie przyszło ci do głowy, żeby na sprawę popatrzeć inaczej?
W tamtych czasach obsługą rządowego samolotu zajmowało się wojsko. Nie wiem, czy w wojsku byłeś, może za młody na to jesteś, ale jeśli byłeś, to wiesz, jak było to wojsko zorganizowane. Powszechnie mówiło się, że wojsko zaczyna się tam, gdzie kończy się logika.
Obejrzyj sobie zdjęcie
Jak myślisz, skąd się wzięły baretki na mundurach pilotów, stojących obok trapu? Jak myślisz, ile lat ci piloci mają? Tak, w USA wiedzą, że samolot prezydencki musi być pilotowany przez pilotów z najdłuższym stażem. Teraz wychodzi, jaki staż miał Protasiuk.
Gdyby taki lot do Smoleńska miał wykonać Air Force One, to dwa dni wcześniej, obok rosyjskich kontrolerów lotu siedzieliby amerykanie, patrząc Rosjanom na ręce, oczywiśce będący w stałym kontakcie z samolotem. W przypadku polskiego samolotu, wcześniej na lotnisku wylądował JAK z dziennikarzami. Czemu w JAKu nie znalazło się miejsce dla dwóch polskich kontrolerów, którzy mogliby wejść do wieży kontroli lotów i nadzorować lądowanie tego najważniejszego samolotu? Albo po prostu przywieźć przewoźny system naprowadzania, zgodny z systemem w polskim samolocie.
Poczytaj: http://zulusmjz.blog.interia.pl/?id=1876987
W sytuacji, kiedy ląduje Putin, odpowiednie służby montują właśnie taki system. Po odlocie Putina system wyjeżdża na inną pozycję, bo współpracuje tylko z tym jednym typem samolotów. Wszystko odbywa się bezpiecznie. Czemu polski samolot miał lądować na lotnisku pozbawionym właściwie jakiegokolwiek systemu naprowadzającego. Kto opracowywał procedury dla tego lotu i dla innych lotów?
Może i był wybuch, może i nie. Jeśli się leci w takie warunki, to trzeba umieć taki lot zorganizować. Mam wrażenie, że ludzie odpowiedzialni za procedury nadal "odpowiadają" za bezpieczeństwo najważniejszych osób w państwie i wiedząc, co zawalili, po prostu blokują wyjaśnienie sprawy. Bo gdyby coś się stało a Air Force One, to nie ważne, co i tak winna byłaby United States Secret Service. Bo to właśnie służby są odpowiedzialne za zapewnienie bezpieczeństwa głowom państwa. Skoro bezpieczeństwa nie zapewniły, to są winne. Bo nawet, jak coś wybuchło, to pytanie, kto umożliwił zamontowanie tego materiału, jeśli winę ponosił poprzez przeszkadzanie generał, dowódca sił zbrojnych, to kto go do kokpitu wpuścił? Procedury - jak to w wojsku - nie istniały i mam podejrzenie, że nadal nie istnieją.
W USA agent ochrony może wydawać prezydentowi, za którego odpowiada polecenia i może nawet siłą zmusić prezydenta do działania zapewniającego prezydentowi bezpieczeństwo. W Polsce BOR jakoś dziwnie wszystkich się boi, czy tylko udzieliła się BOR-owikom ogólne polskie lenistwo, co się starać, kombinować, jak pewnie nic się i tak nie zdarzy.
A tu masz. Raz się zdarzyło - i kto jest winien?
Mgła? No przecież nie ci, którzy niczego nie zrobili.
W tamtych czasach obsługą rządowego samolotu zajmowało się wojsko. Nie wiem, czy w wojsku byłeś, może za młody na to jesteś, ale jeśli byłeś, to wiesz, jak było to wojsko zorganizowane. Powszechnie mówiło się, że wojsko zaczyna się tam, gdzie kończy się logika.
Obejrzyj sobie zdjęcie

Jak myślisz, skąd się wzięły baretki na mundurach pilotów, stojących obok trapu? Jak myślisz, ile lat ci piloci mają? Tak, w USA wiedzą, że samolot prezydencki musi być pilotowany przez pilotów z najdłuższym stażem. Teraz wychodzi, jaki staż miał Protasiuk.
Gdyby taki lot do Smoleńska miał wykonać Air Force One, to dwa dni wcześniej, obok rosyjskich kontrolerów lotu siedzieliby amerykanie, patrząc Rosjanom na ręce, oczywiśce będący w stałym kontakcie z samolotem. W przypadku polskiego samolotu, wcześniej na lotnisku wylądował JAK z dziennikarzami. Czemu w JAKu nie znalazło się miejsce dla dwóch polskich kontrolerów, którzy mogliby wejść do wieży kontroli lotów i nadzorować lądowanie tego najważniejszego samolotu? Albo po prostu przywieźć przewoźny system naprowadzania, zgodny z systemem w polskim samolocie.
Poczytaj: http://zulusmjz.blog.interia.pl/?id=1876987
W sytuacji, kiedy ląduje Putin, odpowiednie służby montują właśnie taki system. Po odlocie Putina system wyjeżdża na inną pozycję, bo współpracuje tylko z tym jednym typem samolotów. Wszystko odbywa się bezpiecznie. Czemu polski samolot miał lądować na lotnisku pozbawionym właściwie jakiegokolwiek systemu naprowadzającego. Kto opracowywał procedury dla tego lotu i dla innych lotów?
Może i był wybuch, może i nie. Jeśli się leci w takie warunki, to trzeba umieć taki lot zorganizować. Mam wrażenie, że ludzie odpowiedzialni za procedury nadal "odpowiadają" za bezpieczeństwo najważniejszych osób w państwie i wiedząc, co zawalili, po prostu blokują wyjaśnienie sprawy. Bo gdyby coś się stało a Air Force One, to nie ważne, co i tak winna byłaby United States Secret Service. Bo to właśnie służby są odpowiedzialne za zapewnienie bezpieczeństwa głowom państwa. Skoro bezpieczeństwa nie zapewniły, to są winne. Bo nawet, jak coś wybuchło, to pytanie, kto umożliwił zamontowanie tego materiału, jeśli winę ponosił poprzez przeszkadzanie generał, dowódca sił zbrojnych, to kto go do kokpitu wpuścił? Procedury - jak to w wojsku - nie istniały i mam podejrzenie, że nadal nie istnieją.
W USA agent ochrony może wydawać prezydentowi, za którego odpowiada polecenia i może nawet siłą zmusić prezydenta do działania zapewniającego prezydentowi bezpieczeństwo. W Polsce BOR jakoś dziwnie wszystkich się boi, czy tylko udzieliła się BOR-owikom ogólne polskie lenistwo, co się starać, kombinować, jak pewnie nic się i tak nie zdarzy.
A tu masz. Raz się zdarzyło - i kto jest winien?
Mgła? No przecież nie ci, którzy niczego nie zrobili.