Grawer.Gift pisze:
W komunie wszystko było państwowe czyli wspólne
Proste umysły przez analogie wykombinowały ze jak wspólne to niczyje
a jak niczyje to niech się ropier....oli bo ,,nie moje"
Na tak opartej filozofii powstały największe majątki w Rosji.
Rozdane udziały czyli akcje nie miały dla prostych ,ruskich umysłów wartości bo po co mu udziały w firmie?
Więc lepiej oddać udziały za pół litra gorzałki , wtedy chociaż głowa się cieszy.
I tak ci co wiedzieli co zrobić SKUPILI ZA GORZAŁKĘ AKCJE KOMBINATU CHOCIAŻBY ALUMINIOWEGO w jednych łapkach.( ale nie tylko tego ).
Po co udziały w firmie ? No chociażby dlatego żeby nie można było udziałowca zwolnić ?
po to żeby zarabiał nie tylko z pensji fizola ale miał PROCENT Z ZYSKU który wypracuje ten co ma INNOWACYJNE POMYSŁY ?
Oczywiście to bolesny dylemat :
- czy mieć jedynie małą pensje i możliwość wylania na zbity ryj
- czy mieć w firmie udziały , procent od wypracowanego zysku i pewną pracę bez możliwości zwolnienia
Idę o zakład że kolega kubus wybierze opcję spylenia udziałów za flaszkę.
Miałem się nie wypowiadać w tym temacie, ale kolega właśnie poruszył zagadnienie, na które ja muszę odpowiedzieć z własnego doświadczenia.
Każdy szef/prezes, z którym rozmawiałem na temat innej formy współpracy, niż umowa o pracę powiedział:
- "Niestety, nie może Pan liczyć z mojej strony na taką współpracę" - czyli na sprzedaż kilku procent udziałów w firmie. Przecież oferowałem pieniądze, czyli co - za mało oferowałem?
Mi się wydaje, że wg nich za mało oferowałem kasy za udziały - może oni liczyli na milion za 1%?
Nie wiem i nigdy chyba się już nie dowiem.
A teraz niech kolega policzy na palcach ilu szefów/prezesów zgodziłoby się podzielić zyskami w zamian za udziały z "fizolami"?
Ja nie znam takiego.
A wasze wypowiedzi koledzy właśnie zeszły na inny tor, niż ten opiewający w tytule tematu.