No właśnie Grawer.Gift - moim zdaniem to jest słuszne podejście.
Tam gdzie jest zależność równy-równy, a nie pan-sługa, tam jest więcej poszanowania własności i wiedzy.
Nie ma potrzeby stawiania monitoringu, tuzina kamer i pojemnego dysku, żeby udawać, że ma się kontrolę nad tym co się dzieje w firmie.
Znaleziono 3 wyniki
Wróć do „Wiedza i doświadczenie a aktualne wymagania ogłoszeniodawców”
- 27 mar 2014, 12:47
- Forum: Na luzie
- Temat: Wiedza i doświadczenie a aktualne wymagania ogłoszeniodawców
- Odpowiedzi: 70
- Odsłony: 3762
- 27 mar 2014, 09:44
- Forum: Na luzie
- Temat: Wiedza i doświadczenie a aktualne wymagania ogłoszeniodawców
- Odpowiedzi: 70
- Odsłony: 3762
Głupiemu nie przemówisz. Jak ma łeb na karku, to jest duża szansa. Ludzie nie są tylko biali albo czarni. Są jeszcze różowi, czerwoni i żółci
W tym temacie coponiektórzy się uparli, że zawsze na całym bożym świecie szef to wyzyskiwacz pracy, a pracownik to wyzyskiwacz pieniędzy. Szef dużej firmy poradzi sobie z inwestycjami własnym sumptem, bez wkładu obcego.
Ja w tej chwili pracują nad stworzeniem takiego bytu. Potrzebuję wykonać zlecenie, którego nie jestem w stanie podjąć się sam, bo nie mam technologii, która jest za droga dla mnie na teraz. Dlatego szukam kogoś, kto ma taką technologię, a ma problemy w tych działkach, które ja mam opanowane (np. zdobywanie klientów, negocjacje, języki obce). Jak mam jakieś zlecenie, to piszę, wyceniamy to wspólnie, się robi, się dostarcza, się kasuje.

W tym temacie coponiektórzy się uparli, że zawsze na całym bożym świecie szef to wyzyskiwacz pracy, a pracownik to wyzyskiwacz pieniędzy. Szef dużej firmy poradzi sobie z inwestycjami własnym sumptem, bez wkładu obcego.
Ja w tej chwili pracują nad stworzeniem takiego bytu. Potrzebuję wykonać zlecenie, którego nie jestem w stanie podjąć się sam, bo nie mam technologii, która jest za droga dla mnie na teraz. Dlatego szukam kogoś, kto ma taką technologię, a ma problemy w tych działkach, które ja mam opanowane (np. zdobywanie klientów, negocjacje, języki obce). Jak mam jakieś zlecenie, to piszę, wyceniamy to wspólnie, się robi, się dostarcza, się kasuje.
- 25 mar 2014, 23:08
- Forum: Na luzie
- Temat: Wiedza i doświadczenie a aktualne wymagania ogłoszeniodawców
- Odpowiedzi: 70
- Odsłony: 3762
To zależy, czy rynek jest pracodawcy czy pracownika.
W IT, który jest zupełnie inny od rynku produkcji tradycyjnej - małe firmy oferują stanowiska na różnych zasadach, np. pomysłodawca (CEO - Chief Executive Officer - główny wykonawczy w firmie), który ma ogólny zarys i sprawdzone, że jego stronka/produkt jest chodliwy i przyniesie zysk może zaproponować takiemu technicznemu:
1. Posadę CTO (Chief Technical Officer - pierwszy łebski w firmie) w zamian za sensowne udziały (15-30%)
2. Wynagrodzenie stałe (na waciki) i biedniejsze udziały (5-20%).
3. Albo sensowną wypłatę i mały motywator rozwoju (2-5%).
Jak już parę najważniejszych decyzyjnych stanowisk jest obsadzonych a potrzeba programistów - takich klepaczy kodu, czyli fizoli, to im się też oferuje wybór - albo masz sensowną pensję, albo jakiś standard + 0.5 do 5 udziałów w zyskach.
Najsensowniejsze wg mnie jest, kiedy nie ma zatrudniania, tylko każdy jest na działalności i się fakturuje. Nie ma wtedy wynaturzeń typu miejsca chronione. Każdy wie, że nie jest na ciepłym stołku, tylko dostaje kasę jak pracuje. W kontrakcie choroba do miesiąca jest płatna przez pracodawcę analogicznie, jak w umowie o pracę. Nie ma urlopów płatnych. Chcesz wolne na tydzień? Tydzień przed zaczęciem wolnego musisz poinformować zleceniodawcę. Chcesz wolne na 2 dni? Dwa dni robocze wcześniej daj cynk.
Jeśli jest za mała kasa, za duże ciśnienie? - pracownicy migrują do innych firm.
Jak szefowi spitalają ręce do pracy, to albo się ogarnie, podniesie stawki i utrzyma biznes, albo skończy z nieudolnymi pracownikami, którzy niesamowicie obrotni nie są, bo nawet sobie lepszej fuchy załatwić nie potrafią, a biznes marnieje.
Jak szef nie potrafi zorganizować wydajnej pracy, to znaczy, że nie nadaje się na szefa. W dobie dużej konkurencji oznacza to, że czeka go praca na kontrakcie u kogoś, a nie władanie kontraktami swoich podwładnych.
Kiedy takie coś ma miejsce? Kiedy jest wystarczająco dużo firm w stosunku do ewentualnych zasobów pracowników.
Jeśli ktoś jest innowacyjnym przodownikiem pracy, to może:
- postarać się odłożyć kapitał na własną działalność, albo dostać jakieś 25k pln na otworzenie, jak się mu poszczęści,
- albo być szanującym się innowacyjnym pracownikiem u kogoś, jeśli sam ma problemy z umiejętnościami menedżerskimi, jeśli jego usługa pracy, którą świadczy nie jest szanowana, to pójść do innej firmy, gdzie będzie.
- albo utyskiwać, jak mu jest źle i że wolałby z Mahometami pod Berlinem siedzieć i renciorę brać, ale języka wroga nie zna.
W IT, który jest zupełnie inny od rynku produkcji tradycyjnej - małe firmy oferują stanowiska na różnych zasadach, np. pomysłodawca (CEO - Chief Executive Officer - główny wykonawczy w firmie), który ma ogólny zarys i sprawdzone, że jego stronka/produkt jest chodliwy i przyniesie zysk może zaproponować takiemu technicznemu:
1. Posadę CTO (Chief Technical Officer - pierwszy łebski w firmie) w zamian za sensowne udziały (15-30%)
2. Wynagrodzenie stałe (na waciki) i biedniejsze udziały (5-20%).
3. Albo sensowną wypłatę i mały motywator rozwoju (2-5%).
Jak już parę najważniejszych decyzyjnych stanowisk jest obsadzonych a potrzeba programistów - takich klepaczy kodu, czyli fizoli, to im się też oferuje wybór - albo masz sensowną pensję, albo jakiś standard + 0.5 do 5 udziałów w zyskach.
Najsensowniejsze wg mnie jest, kiedy nie ma zatrudniania, tylko każdy jest na działalności i się fakturuje. Nie ma wtedy wynaturzeń typu miejsca chronione. Każdy wie, że nie jest na ciepłym stołku, tylko dostaje kasę jak pracuje. W kontrakcie choroba do miesiąca jest płatna przez pracodawcę analogicznie, jak w umowie o pracę. Nie ma urlopów płatnych. Chcesz wolne na tydzień? Tydzień przed zaczęciem wolnego musisz poinformować zleceniodawcę. Chcesz wolne na 2 dni? Dwa dni robocze wcześniej daj cynk.
Jeśli jest za mała kasa, za duże ciśnienie? - pracownicy migrują do innych firm.
Jak szefowi spitalają ręce do pracy, to albo się ogarnie, podniesie stawki i utrzyma biznes, albo skończy z nieudolnymi pracownikami, którzy niesamowicie obrotni nie są, bo nawet sobie lepszej fuchy załatwić nie potrafią, a biznes marnieje.
Jak szef nie potrafi zorganizować wydajnej pracy, to znaczy, że nie nadaje się na szefa. W dobie dużej konkurencji oznacza to, że czeka go praca na kontrakcie u kogoś, a nie władanie kontraktami swoich podwładnych.
Kiedy takie coś ma miejsce? Kiedy jest wystarczająco dużo firm w stosunku do ewentualnych zasobów pracowników.
Jeśli ktoś jest innowacyjnym przodownikiem pracy, to może:
- postarać się odłożyć kapitał na własną działalność, albo dostać jakieś 25k pln na otworzenie, jak się mu poszczęści,
- albo być szanującym się innowacyjnym pracownikiem u kogoś, jeśli sam ma problemy z umiejętnościami menedżerskimi, jeśli jego usługa pracy, którą świadczy nie jest szanowana, to pójść do innej firmy, gdzie będzie.
- albo utyskiwać, jak mu jest źle i że wolałby z Mahometami pod Berlinem siedzieć i renciorę brać, ale języka wroga nie zna.