No, PRL-u. Małe miasto z małym przemysłem. Filie zakładów centralnych, zawsze ostatnie do wodopoju. Przemysł w którym nie było deputatów i świąt branżowych obchodzonych przez najwyższe władze partyjne i państwowe. Na urlopy pracownicy też dostawali zakwaterowanie w najgorszych norach. Pracownicy "umysłowi" nie mieli lepiej.
Ludzie z takich rejonów mają pretensję, że kiedyś było lepiej. Lepiej nigdy nie było. Lepiej mają teraz. Ale względnie do dużych ośrodków mają gorzej. Tak samo jak wtedy, tylko bardziej.
Największą stratą Polski powiatowej nie są skutki działań władz tylko dlatego, że po przemianach wyjechała większość młodych ludzi dynamicznych, sprawnych gospodarczo i kreatywnych. Zostało całe przeciętniactwo i utopiło się w sobie. Dodatkowo lukę zapełniła napływająca wieś, ze swoimi zgoła niemiejskimi przywarami i słabiutkim wykształceniem. To był gwóźdź do trumny. Państwo nie wypracowało skutków zaradczych. Ale co mogło zrobić? To się musi jakoś samo ustabilizować w sposób ewolucyjny. Każdy inny będzie sztuczny i nietrwały.